Marcin Wrona jest znanym korespondentem "Faktów" emitowanych w stacji TVN. Dziennikarz wraz z operatorem przybyli 27 lipca pod Biały Dom, by zrealizować materiał na temat trwających tam protestów. Niestety, nie udało mu się nagrać materiału. Tłum protestujących Kubańczyków przegonił go.
Marcin Wrona pojawił się pod Białym Domem, by pokazać odbywające się tam demonstracje. Kubańczycy żyjący w USA demonstrują nie tylko przeciwko komunistycznemu rządowi Kuby. Domagali się także, by prezydent Joe Biden zareagował na dramatyczną sytuację ich rodaków. Kiedy dziennikarz stacji TVN przybył na miejsce, nie mógł nagrać relacji, bo tłum szybko go przegonił. W sieci pojawiło się nagranie, na którym słychać, jak protestujący krzyczą do Wrony "fuera", co po hiszpańsku znaczy "won/ wynocha". Wrona, otoczony przez tłum, powoli zaczynał się wycofywać.
Sytuacja miała miejsce kilka dni temu. Teraz jednak dziennikarz RMF FM - Paweł Żuchowski wyjaśnia, dlaczego Marcin Wrona został przepędzony przez tłum. Okazuje się, że to, którą ze stacji telewizyjnych reprezentował, nie miało żadnego znaczenia.
Wśród tych protestujących jest wielu prowokatorów wysyłanych przez reżim. Także w roli dziennikarzy. A jak ktoś coś w takim tłumie powie, to ciężko im wytłumaczyć. Tak było w przypadku Marcina. Wielu z tych protestujących nie mówi nawet po angielsku. Należy się cieszyć, że nic się Marcinowi nie stało. Podawanie tej informacji bez szerszego kontekstu to świństwo. Marcin był tam, gdzie być powinien. W środku wydarzeń - napisał na Twitterze.
Żuchowski podkreślił także:
Marcin wykonywał swoją pracę i został wzięty za kogoś wysłanego przez ambasadę Kuby - czytamy.
Protesty na Kubie
Protesty i zamieszki na Kubie spowodował największy od 30 lat kryzys gospodarczy na wyspie. Kubańczykom brakuje żywności, nie mają dostępu do leków. Sytuacja pogorszyła się po wybuchu pandemii COVID-19. Protestujący sprzeciwiają się więc komunistycznemu rządowi.