Widzowie pokochali program "Nasz nowy dom". I nic dziwnego, bo oprócz spektakularnych remontów w programie pojawiają się prawdziwe emocje i często wzruszające historie rodzinne. Zwykle w ostatnich minutach show widzimy zapłakane twarze osób, które są wdzięczne produkcji za remont. Ten często zmienia życie uczestników "Naszego nowego domu" o 180 stopni i pozwala im stanąć na nogi. Czy jednak zawsze wszyscy są zadowoleni z efektu końcowego remontu? Postanowiliśmy zapytać o to Katarzynę Dowbor, która z programem związana jest od jego premiery, a ta miała miejsce już osiem lat temu.
Katarzyna Dowbor w rozmowie z serwisem Plotek przyznała, że praca przy "Naszym nowym domu" jest swoistego rodzaju misją, jest tym, co dziennikarstwo powinno robić - pomagać ludziom. Dziennikarka przyznała, że w całej historii programu nie zdarzyło jej się, żeby któremuś z uczestników nie przypadły do gustu efekty remontu.
To jest zawsze tak ogromna zmiana i tak dużo dzieje się w życiu tych ludzi. Nawet nie przychodzi im do głowy, żeby coś krytykować. Zresztą, nasi architekci starają się podpytać, co uczestnicy lubią, jakie kolory, jaki styl. Staramy się zawsze wychodzić tym rodzinom naprzeciw i ich wyobrażeniom o efekcie końcowym, bo każdy jakieś tam wyobrażenia ma - usłyszeliśmy.
Dziennikarka dodała też, że rodziny są wdzięczne, bo komfort ich życia po remoncie znacznie się poprawia. Kwestie dotyczące estetyki pomieszczeń też są ważne, a dla wielu uczestników mają drugorzędne znaczenie.
Jest jeszcze jedna rzecz - zawsze jest taka ogromna różnica między tym co było, a tym co jest. To, czy fotel powinien być bardziej brązowy czy granatowy, przestaje tam mieć znaczenie, kiedy okazuje się, że jest łazienka, jest czysto, ładnie, są normalne podłogi, a nie wylewka i stary dywan. Nigdy nie było takiej sytuacji, że ktoś powiedział: Ja sobie to inaczej wyobrażałem, to mi się nie podoba. Na ogół słyszymy, że metamorfoza jest piękna, "piękniejsza niż mogłam sobie wyobrazić".
Katarzyna Dowbor wspomniała też, że najbardziej zapadły jej w pamięć słowa jednej z uczestniczek programu, której reakcja na nowe wnętrza była wzruszająca.
Jedna z naszych ulubionych uczestniczek, starsza kobieta, powiedziała: Boże zostawiliśmy ruderę, a wracamy do pałacu. Takie są piękne reakcje i rzeczywiście takie serdeczne. Nie zdarzyło nam się jeszcze, żeby ktoś skrytykował naszą pracę.
Katarzyna Dowbor odniosła się także do uwag, które pojawiają się po programie. Widzowie często analizują efekty końcowe remontu i zdarza się, że krytykują konkretne decyzje ekip remontowych, podsuwając ich zdaniem lepsze rozwiązania techniczne czy też dekoratorskie. Prezenterka wyjaśniła, że wiele decyzji ekipa podejmuje w oparciu o możliwości finansowe rodzin. W końcu później, po programie, rodzina będzie musiała utrzymać dom.
Czasem widzowie nam zarzucają, że robimy kominek, a powinniśmy zrobić fotowoltaikę. Jeśli się da, to zawsze robimy. Zdarzają się natomiast domy w takich miejscach, że nie ma tyle słońca, żeby opłacało się ją zakładać. Z kolei taka rodzina może mieć dobry dostęp do drewna, bo żyje obok tartaku. Dla nich takie ogrzewanie kominkowe będzie najbardziej opłacalne - usłyszeliśmy.
Produkcja bierze sobie do serca też uwagi uczestników.
Czasem robimy płyty indukcyjne, a czasem dajemy kuchenki gazowe, bo rodzina sobie tak życzy. Czasem słyszymy od widzów, dlaczego zrobiliście w takiej małej łazience wannę, a nie prysznic? Bo rodzina prosiła o wannę. Czasem ktoś nam zarzuca, że na przykład użyliśmy fioletowego koloru, a bardziej pasowałby inny. Ale co mamy zrobić, jeśli uczestniczka programu kocha fioletowy kolor? Czasem zanim przyjedziemy, dzieci już robią nam rysunki i pokazują, jakie chciałyby mieć pokoje i my to bierzemy pod uwagę. Dyskutujemy z rodzinami i pytamy. Staramy się dostosować do ich próśb i wymagań - przyznała dziennikarka.
Dowbor podkreśliła przy tym, że dla ekipy "Naszego nowego domu" ważniejszy jest komfort uczestników niż stawianie na show, jak ma to miejsce w amerykańskiej wersji programu.
Staramy się myśleć, że po tych pięciu dniach wyjedziemy, a ta rodzina ze swoimi problemami, ze swoim pieniędzmi, których nie jest za dużo, zostaje i ten dom musi utrzymać. Poza tym nie budujemy nowych domów, tylko te domy remontujemy i patrzymy na to, co potem. My jesteśmy tam na chwilę, a oni zostają z tym domem na całe życie. To wszystko jest dla tych rodziny zrobione i bardzo się staramy, żeby nie robić tego po swojemu i tylko na pokaz.
Polska wersja formatu odbiega wiec znacząco od amerykańskiego pierwowzoru i trudno się temu dziwić, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak różni się życie w Polce od tego w USA.