• Link został skopiowany

"Rolnik szuka żony 3" jeszcze bardziej seksistowski? "Jak samemu wszystko zrobić, to po co żonę?" [NASZYM ZDANIEM]

Ta edycja "Rolnik szuka żony" była jeszcze bardziej seksistowska od poprzednich? Zobaczyliśmy rolnika, który o uczestniczkach mówił jako o "pretendentkach do łóżka". Rolnika, który nie potrzebowałby żony, gdyby sam umiał wszystko zrobić. I który ostatecznie szukał żony, ale miłość była tu upchana pomiędzy innymi potrzebami, równie ważnymi, a niekiedy zgoła ważniejszymi.
Rolnik szuka żony
Screen z TVP1

W temacie seksizmu i szowinizmu przepełniających program "Rolnik szuka żony"  powiedziano i napisano już chyba wszystko, co dało się powiedzieć i napisać. Po zakończeniu trzeciego sezonu trudno zatem wymyślić coś nowego, ale też i nie ma takiej potrzeby, ponieważ stare problemy wracają, choć nic nie wskazuje na to, żeby i teraz ktokolwiek na serio się nimi przejął. Co więcej, wracają w spotęgowanej postaci i wydają się trzymać tak dobrze, że wprost trudno nie zadrżeć na myśl, jakich to rolników zobaczymy w kolejnej serii, którą niesiona sukcesem dotychczasowych edycji, TVP już szykuje na następny rok.

Stereotypy

Problem naczelny tego programu to skwapliwość, z jaką podtrzymuje, a nawet swoiście pielęgnuje stereotypy społeczne z tradycyjnym podziałem na role męskie i żeńskie. Kobieta jest tu często traktowana nie jako partnerka w związku i miłości, ale czysto pragmatycznie: jej wartość wzrasta, jeżeli oprócz urody posiada również umiejętności przydatne w gospodarstwie.

Jak samemu wszystko zrobić, to po co tu żonę? Do czego tu brać? - pyta szczerze Zbigniew Pyda z najnowszej edycji. Rolnik ten, dodajmy, jest tu prawdziwą kopalnią seksistowskich i szowinistycznych powiedzonek na każdą okazję.
Zbigniew i Irena z 'Rolnik szuka żony' na romantycznej randce
Zbigniew i Irena z "Rolnik szuka żony" na romantycznej randceFacebook.com/ "Rolnik szuka żony"/ Screen

Zachowanie

Kolejny problem to zachowanie rolników. Litościwie pomińmy fakt, że program opiera się na swoistym castingu i kandydatki są obracane i oglądane ze wszystkich stron jak towar przed zakupem. Rzecz w tym, że panom niesłychanie odpowiada sytuacja, w której dominująca pozycja pozwala im pogrywać z uczuciami kandydatek. Kiedy one nie kryją się ze swoimi uczuciami, kiedy pragną deklaracji, kiedy proszą o odpowiedź - najczęściej zbywane są półsłówkami przez zadowolonych ze swojej przewagi rolników. Bo "jeszcze na to nie czas", bo "formuła programu", bo cokolwiek.

Gwoli uczciwości dodajmy, że Monika z ostatniej edycji również pogrywała z uczuciami jednego z uczestników, Tomka. Ignorowała jego uczucia, a wyjazd do niego do domu traktowała jako wakacje. Pamiętacie, jaka była niezadowolona, kiedy podczas randki ten ważył się zapytać ją o uczucia? Zepsuło jej to cały wieczór, bo przecież randka to nie jest miejsce, gdzie rozmawia się o uczuciach.

Rolnik szuka żony
Rolnik szuka żonyScreen z TVP1

Język

Język rolników nie zawsze jest finezyjny i giętki, owszem, bywa toporny, a niekiedy nawet brutalnie niezręczny, ale właśnie dzięki temu możemy mieć pewność, że mówi wszystko, co pomyśli głowa. Dlatego doskonale wiemy, co Markowi chodziło po głowie, kiedy z obezwładniającą szczerością mówił o dziewczynach jako o "pretendentkach do łóżka". Albo taka wypowiedź Zbigniewa:

Fajnie by było taką kobietę mieć na stałe, co by wszystko umiała i domem się zajęła. To jest bardzo fajne i dom inaczej wygląda i jeszcze ciepło płynie od kobiety.

Słowa rolnika są tak proste, że bez żadnego błądzenia trafiamy po nich wprost do jego intencji, całkowicie nieskrytych, podanych na tacy. Nie jest jednak problemem to, że rolnicy nie potrafią chować się za swoimi słowami, lub może raczej jest to najmniejszy problem. Gorzej, że wybrzmiewa w nich instrumentalne podejście do kobiet; jest to język nacechowany znaczeniami utrwalającymi przestarzałe podejście do kobiet jako istot stojących niżej, niż mężczyzna, a tylko trochę wyżej, niż zwierzęta domowe. Istot, których naczelnym zadaniem jest pomagać mężczyźnie w pracy i uatrakcyjniać czas wolny. Istot wartościowanych wyłącznie pod kątem ich przydatności w gospodarstwie. W żadnym razie nie ma tu języka partnerstwa.

Rolnik szuka żony
Rolnik szuka żonyScreen z TVP1

Co z tą misją?

Program "Rolnik szuka żony" posiada pewne (nieduże) walory rozrywkowe, a ostatnia edycja sprawiała wrażenie najbardziej nudnej ze wszystkich. To prawda, sprawiała też wrażenie najbardziej seksistowskiej, ale szczęśliwie akurat to nie wpłynęło pozytywnie na atrakcyjność programu, a wręcz przeciwnie: skutecznie ją obniżało. Bo ileż razy można bez poczucia żenady, za to z wciąż topniejącym zapasem tolerancji słuchać wynurzeń rolników, którzy szukają żony, ale jednak też i gospodyni, a może gospodyni przede wszystkim? A tak naprawdę to nie wiedzących, czego naprawdę szukają?

Mamy 2016 rok. Wiemy, że mężczyzna i kobieta są - przynajmniej powinni być - równi wobec prawa. Że mają - powinni mieć - równe prawo do partycypacji społecznej. Że język to nie tylko narzędzie komunikacji, ale i piekielnie opresyjne narzędzie, którym można zranić. Że odpowiednie użycie języka może zmienić świat na lepsze, a nieodpowiednie utrwalić krzywdzące podziały i nierówności.

To, co widzimy w programie "Rolnik szuka żony" jest odwrotnością tej wiedzy, jest antywiedzą. Pytanie, dlaczego taki program oglądamy w telewizji publicznej, pozostawimy bez odpowiedzi, ponieważ jest to pytanie do telewizji publicznej, a nie do nas.

Kuszące są przy okazji pytania do widzów, którzy milionową frekwencją od trzech lat pozostają wierni temu programowi. Co ich przykuwa do telewizora w niedzielny wieczór? Jakiej rozrywki tam szukają? Czy ją znajdują? Czy ewidentny przecież i mocno rzucający się w oczy i uszy seksizm im nie przeszkadza? Jeżeli przeszkadza, to jak sobie z nim radzą?

Komentarze pod tekstem są otwarte do dyskusji.

JZ

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: