Andrzej Szczęsny był faworytem nie tylko jurorów, ale i publiczności, która w finale w pełni przejęła "władzę" i to wyłącznie jej SMS-y wszystko rozstrzygnęły. Szczęsny wygrał zasłużenie, choć obie jego finałowe rywalki również prezentowały wysoką formę. Genialnie wykonała swój skok Misheel Jargalsajkhan, a i Saszan solidnie przygotowała się do występu. Za stołem jurorskim zwracała z kolei uwagę Otylia Jędrzejczak - tyleż profesjonalnymi opiniami, co wyrafinowanym dekoltem.
Screen z Polsat/IplaStacja Polsat szykowała "Celebrity Splash" na przebój i nie przeliczyła się. Według "Wirtualnych Mediów" program miał przeciętną oglądalność na poziomie ponad 2 milionów widzów i zajął piąte miejsce w ogólnej klasyfikacji widowisk rozrywkowych. Jego atutami miały być roznegliżowane ciała celebrytów, modna od czasu "Warsaw Shore" aura "obciachu" i dająca nadzieję na wpadki świadomość, że większość uczestników nie umie skakać do wody. Każdy z tych atutów wybrzmiał w stu procentach i solidnie zapracował na sukces programu. Oczywiście w tle były jeszcze same skoki, ale nimi przejmowali się chyba tylko skoczkowie. Nie wszyscy zresztą, Bilguun Ariunbaatar popisał się bowiem najbardziej żenującym występem w całej edycji i skoczył z charakterystyczną wypukłością w kąpielówkach , która imitowała wzwód.
Screen z Youtube.comNajbardziej wkurzona tym była Otylia Jędrzejczak, która zarzuciła Bilguunowi, że "ośmieszył tę dyscyplinę". Możliwe, że niepotrzebnie się zdenerwowała, koniec końców niewykluczone przecież, że Bilguun jako jedyny dostosował swoje zachowanie do formuły show. Reszta zawodników potraktowała bowiem swój udział w programie z pełną powagą i nie robiła sobie... żartów.
W recenzji pierwszego odcinka pisałem, że skoki są tu tylko pretekstem do wyprodukowania widowiskowego programu i każda minuta kolejnych odcinków to potwierdzała. I choć nie ośmielę się napisać, że gdyby z programu usunąć skoki, a zostawić całą resztę, to niewiele by stracił, to jednak doszło tu do radykalnego przestawienia akcentów. To, co na ogół jest kontekstem rywalizacji sportowej: kostiumy skoczków, kto im kibicuje, etc., stało się tu tematem głównym usuwając w cień same skoki. Wszystko było zatem na odwrót.
Przepis na udane show? Postawić zawody sportowe, "do góry nogami", a może raczej "wywrócić na lewą stronę" i sukces gotowy. Czy zatem celebryci "upadli na głowę", pardon, skoczyli na główkę, godząc się na udział w programie? Wręcz przeciwnie, udowodnili, że świetnie potrafią utrzymać pion i równowagę w płynnym świecie show-biznesu. Publiczność pokochała ich mimo, a może właśnie dlatego, że miała uciechę z ich sportowego dyletanctwa. "Celebrity Splash" okazało się zaprogramowanym festiwalem błędów i paradą nieporadności gwiazd, bez których show nie byłoby zapewne nawet w połowie tak udane. To nie "Taniec z Gwiazdami", gdzie uczestnicy, żeby zaimponować, faktycznie musieli wykazać się na parkiecie efektownymi umiejętnościami. Tu, jak wspomniałem, było na odwrót.
Jeżeli zatem zapamiętamy pierwszą edycję show (komercyjny sukces skazuje ten program na kontynuację), to nie z gracji i maestrii, z jakimi celebryci spadali do wody, bo tego po prostu było tyle, co kot napłakał. Otylia Jędrzejczak z nużącą regularnością wytykała każdemu ze skoczków błędy techniczne. Zapamiętamy głównie z wpadek. Takich, jak ta, którą zaliczyła już w pierwszym odcinku Ola Ciupa. Pamiętacie? Oczywiście. Oli spadły majtki, a tego się nie zapomina.
Screen z Youtube.comZapamiętamy też Adama Kraśkę, elokwentnego rolnika, który systematycznie tracił animusz, kiedy trzeba było wejść na wieżę i oddać skok. Jego rozterki, wahania i nagłe zmiany decyzji stanowiły odrębne show, które skończyło się, kiedy fatalnie skaczący Kraśko w końcu odpadł. Odrębnym show był również udział Danuty Stenki w roli jurorki. Aktorka już na początku przyznała, że nie ma pojęcia o skokach, ale "umie docenić piękno". Jej barwne komentarze dotyczyły zrazu wszystkiego, tylko nie skoków, potem jednak ośmieliła się, i nie tracąc swady, jęła oceniać występy uczestników tak, jakby robiła to od zawsze.
"Celebrity Splash" to program, w którym skoki zajmują tylko ułamek jego czasu. To gigantyczny przerost formy nad treścią. To pokazanie mało popularnej dyscypliny sportu w kolorowej, mocno kiczowatej i hałaśliwej konwencji wydarzenia na miarę Eurowizji albo wręcz Olimpiady. Sukces show świadczy jednak, że widzowie nie mają tego producentom za złe i że podoba im się, że w programie o skokach zamiast skoków dostają fajerwerki.
I jeszcze osobista uwaga. Program był bardzo hałaśliwy. Po dwugodzinnym ataku decybeli za każdym razem czułem się ogłuszony jak po koncercie rockowym, ale ja to rozumiem. Taka konwencja.
Screen z PolsatJacek Zalewski
Kożuchowska wraca do fryzury rodem z początków "M jak miłość". Ekspert: To już nie są tamte czasy
Grzegorz z "Rolnika" przez jedną decyzję zaliczył spore straty finansowe. Padły kwoty
Jeden zabieg kosmetyczny zmienił życie influencerki. Od lat walczy o dawny wygląd
Nie żyje Paweł Hartlieb. Aktor i pierwszy mąż Doroty Szelągowskiej miał 51 lat
Kasia ze "Ślubu" powiedziała o papierach rozwodowych. Wtem zdradziła treść SMS-a od Macieja
25-lecie "M jak miłość". Cichopek błyszczy, ale spójrzcie na marynarkę Lipowskiej
Nowe wieści w sprawie rozwodu Jurksztowicz i Dębskiego. Tego nikt się nie spodziewał
Uczestniczki "Rolnik szuka żony" wystroiły się na Andrzejki. Niebywałe, kto wyprawił przyjęcie
Wyszło na jaw, jaki majątek mają Lewandowscy. Oto lista "40 najbogatszych przed 40"