"Dzień dobry, a pan może usiądzie tu ze mną. Bo ja taka sama tu siedzę i bym chciała porozmawiać. I ona cały czas w tym ręczniku! - Przemek Grzegorczyk nie spodziewał się takiego powitania, gdy przywiózł śniadanie do pokoju hotelowego.
Dwie drużyny: czerwonych i niebieskich, krzyczący szef kuchni i realizowanie zamówień dla gości pod presją czasu. Nie, to nie kolejny odcinek "Hell's Kitchen". Tak wyglądał najnowszy "MasterChef". Uczestnicy zostali zabrani do Pałacu Goetzów w Brzesku. Zadanie? Z góry było wiadomo, że trudne: nakarmić gości.
O, matko, jakie fantastyczne miejsce! Bardzo się cieszyłam, że będę pracować w tak profesjonalnej kuchni - ucieszyła się Dominika Wójciak i chyba wyraziła zdanie wszystkich.
Każda drużyna dostała za zadanie przygotować śniadanie dla osób z ośmiu pokojów: cztery pokoje "premium" i cztery pokoje "VIP-ów". Szef pałacowej kuchni szybko im uświadomił, że nie ma żadnej taryfy ulgowej.
Goście nie mogą czekać na śniadanie. Jeżeli zamawiają je na 9.39, dostaję je o 9.39, ani sekundy później - mówił. - Kończymy serwis wtedy, kiedy ostatni goście zjedzą śniadanie.
Uczestnicy uwijali się jak w ukropie, albo jak w... "Piekielnej kuchni". Przemek był tym, który miał rozwozić dania do poszczególnych pokojów. Tego, co zobaczył już w pierwszym pokoju, raczej się nie spodziewał. Kucharz nie bardzo wiedział, co zrobić z oczami. Usiadł przy stoliku i nie spuszczał wzroku z oczu piękności, która siedziała na przeciwko. Dlaczego starał się za wszelką cenę patrzeć jej w oczy? Oto, jak relacjonował wrażenia ekipie w kuchni.
Ciuchy porozrzucane, i ta laska wchodzi do mnie w tym ręczniku: "Dzień dobry, a pan może usiądzie tu ze mną. Bo ja taka sama tu siedzę i bym chciała porozmawiać. I ona cały czas w tym ręczniku! - śmiał się cały czerwony na twarzy.
Cóż, podanie śniadania dziewczynie, która wyszła właśnie spod prysznica w samym ręczniku, miało prawo podnieść kucharzowi ciśnienie.
Bardzo miły pan, troszeczkę speszony, nie dziwię się, w takiej sytuacji mnie zastał - mówiła potem piękność z hotelowego pokoju.
Spotkanie z piękną i roznegliżowaną nieznajomą nie przyniosło jednak Przemkowi szczęścia. W drugiej części programu uczestnicy musieli rozpoznać jak największą ilość ryb i owoców morza. Przemek prawidłowo nazwał tylko jedną i musiał rozstać się z programem.
Screen z Facebook.com/Przemysław Grzegorczykalex