Anna Przybylska była przez ostatnie miesiące jednym z najgorętszych nazwisk show-biznesu. Wszyscy, bez wyjątku, rozpisywali się o jej stanie zdrowia i wojnie, jaką wypowiedziała paparazzi. To zainteresowanie mocno dziwi aktorkę. Nigdy nie była w czołówce gwiazd, a mieszkając w Trójmieście omijały ją wielkie, celebryckie imprezy. Dopiero teraz widzi, jak wielką cenę, płaci się za popularność.
Przybylska zrozumiała, że jej każde słowo musi być teraz wyważone.
Kapif
O tym, że aktorka trafiła do szpitala, doniósł "ktoś życzliwy". Menadżerka Przybylskiej była wtedy na zagranicznym urlopie i nikt nie mógł się z nią skontaktować. Sama aktorka również nie była dostępna. Nikt nie wiedział, co się z nią tak naprawdę dzieje. Dlatego - zdaniem Przybylskiej - tabloidy same dopisały historię o raku.
Przybylska wyznała również, że początkowo planowała udzielić obszernego wywiadu, w którym zdementowałaby wszystkie nieprawdziwe doniesienia, ale ostatecznie wycofała się z tego pomysłu.
Kapif
Aktorka twierdzi też, że tabloidy, które "zdiagnozowały" u niej raka i donosiły o chemioterapii, nie miały tak naprawdę pojęcia o jej stanie zdrowia.
Aktorka nie ukrywa oburzenia:
Przybylska jest konsekwentna. Dementuje to, co do tej pory napisano o jej stanie zdrowia i podkreśla, że nadal nie ma zamiaru sama o nim informować.
Kapif
Przybylska nawiązała także do swojej wojny z paparazzi. Jak przyznała nie rozumie dlaczego wszystkim wydaje się, że skoro pozowała z dziećmi na okładce, to teraz każdy ma prawo robić im zdjęcia. Żali się, że paparazzi nie uszanowali jej prywatności w najtrudniejszym do tej pory momencie jej życia. Pojawiali się wszędzie: pod domem, na porodówce, na oddziale pooperacyjnym chirurgii, gdzie, aby zdobyć upragnioną fotografię przepychali się nawet z jej partnerem.
Cały wywiad w najnowszej "Gali".