Sylwia Peretti kilka miesięcy temu straciła jedynego syna. Patryk P. prowadził pod wpływem alkoholu, a samochód, który znacznie przekroczył dozwoloną prędkość, wpadł w poślizg. Zginął syn celebrytki, a także trzech pasażerów. Gwiazda "Królowych życia" wycofała się z życia publicznego, jednak w ostatnim czasie zaczęła udzielać wywiadów, w których dzieli się swoim bólem. W rozmowie z Wiktorem Krajewskim przyznała, że przechodzi bardzo trudny czas i "nic nie ma dla niej znaczenia".
"Śmierć mojego syna Patryka wydarzyła się po nic i nie widzę w niej żadnego sensu" - powiedziała na początku Peretti. Celebrytka nie wmawia sobie, że czas uleczy rany, jej zdaniem bowiem w tej sytuacji "nie ma nic poza bólem", który towarzyszy jej przez cały dzień. Do śmierci syna żyła inaczej, teraz wszystko przestało się dla niej liczyć. "Strefa zawodowa, emocjonalna, psychiczna straciły dla mnie wartość, bo zabrakło kogoś, kto był w moim życiu najważniejszy" - powiedziała w wywiadzie dla "VIVY!". To, co się stało w Krakowie w nocy z 14 na 15 lipca, było dla niej największą tragedią w życiu. "Mój jedyny syn zginął w wypadku samochodowym. A ja? Umarłam razem z nim. Mnie nie ma. Nie istnieję. Nie jestem w stanie żyć, funkcjonować normalnie" - wyznała. Podkreśliła, że to nigdy do niej nie dotrze. "Nachodzą mnie myśli, że jak na kobietę, która ma 42 lata, spotkało mnie dużo. Za dużo" - mówiła. ZOBACZ TEŻ: Sylwia Peretti opublikowała nowy wpis na Instagramie. "Pierwszy i ostatni raz otworzyłam niezagojone rany"
Sylwia Peretti zdecydowała się też na kolejne gorzkie wyznanie. "Żyłam wyłącznie dla niego, był moim celem, najważniejszym punktem mojej codzienności. Dziś tego punktu zabrakło, a ja straciłam sens życia. Zabrzmi to bardzo egoistycznie i jestem tego świadoma, ale możliwe, że gdybym miała drugie dziecko, przelałabym teraz wszystkie uczucia na nie i choćby przez chwilę potrafiłabym się odnaleźć w sytuacji, w której tkwię i z którą nie potrafię sobie poradzić. Dziś bycie Sylwią Peretti jest dla mnie przekleństwem". Gwiazda ponadto opowiedziała, co myśli o samym wypadku. Uważa, że stała się ofiarą medialnej nagonki. "Media i hejterzy każdego dnia przypominają mi o tym, co się stało. Wykorzystali tę tragedię i nie dali mi przeżyć żałoby, osądzając, że to ja jestem winna temu, co się stało. Nie potrzebuję przypominania. Stałam się żywym celem gazet, portali, ale przede wszystkim ludzi. Stałam się ofiarą, która znosi to, że z jej syna robią mordercę" - wyznała. Dalej padły jeszcze mocniejsze słowa. "Będę rozpamiętywać do końca życia, że razem z moim synem zginęła trójka jego kolegów oraz że Patryk był pod wpływem alkoholu, gdy zmieniał się z drugim, trzecim kierowcą. Jak mogłabym o tym zapomnieć? Choćbym się starała to zrobić, do końca życia pozostanie to wyryte w mojej pamięci. Trzech z nich było tej nocy pod wpływem alkoholu, jeden był trzeźwy. Nie wiem, co się stało, że trzeźwy kierowca zamienił się z moim Patrykiem miejscami na ostatnie 1300 metrów ich podróży. Czemu mój syn usiadł za kierownicą? Nie wiem! Nie będę sędzią, a więc nie ocenię tego, co się stało, ale mam prawo, żeby mieć w sercu żal" - mówiła. Sylwia Pertti przyznała też, że znała kolegów syna, którzy zginęli razem z nim. "Śmierć całej czwórki jest dla mnie bardzo bolesna. (...) To były bardzo dobre chłopaki" - mówiła Krajewskiemu. ZOBACZ TEŻ: Sylwia Peretti pochowała syna. Mówi o bolesnych wizytach na cmentarzu. "Odwiedzam wszystkich chłopaków"
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!