Małgorzata Kożuchowska znalazła się w gronie osób, odznaczonych przez prezydenta Andrzeja Dudę Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski za "wybitne zasługi w pracy artystycznej i twórczej". Fakt ten był szeroko komentowany w sieci, pojawiały się głównie negatywne komentarze. W "Dzień Dobry TVN" aktorka przyznała, że nie była zaskoczona, zdziwiła ją jednak skala zjawiska.
Ja nie czułam, że to może być jakaś kontrowersja, że odbieram od tego prezydenta, a nie od innego. To mnie nieszczególnie zaskoczyło. Zazwyczaj to, co jest w tym zaskakującego, to jest to skala czy taka zaciekłość. Rozmawiałam na ten temat z Mają Ostaszewską, która wysłała mi takiego sms-a: "Gratuluję. Przypuszczam, że zalewa cię fala hejtu. Mnie spotyka to samo na co dzień, tylko z drugiej strony". Podziały były zawsze i mieliśmy zawsze różne poglądy. Każdy ma do tego prawo.
Aktorce zarzucano, że odznaczenie zawdzięcza przede wszystkim koneksjom i sympatyzowaniu z partią rządzącą. Gwiazda rzeczywiście nigdy nie kryła, że ma poglądy raczej konserwatywne, jest praktykującą katoliczką i słucha Radia Maryja. Jej ocena poczynań obecnego rządu, może nieco zaskakiwać.
Ja się nie zajmuję polityką, natomiast mieszkam w tym kraju i to wszystko, co się dzieje, oczywiście dotyka też mnie i też mnie boli. Wolałabym żyć w kraju, który rzeczywiście jest krajem demokratycznym, a demokracja polega na tym, że szanujemy zdanie tego kogoś, kto myśli inaczej niż my i potrafimy usiąść do stołu, i razem porozmawiać, a nie upierać się twardo przy swoich racjach. My przestaliśmy mieć wolę rozmowy ze sobą. Mamy takie poczucie, jedna i druga strona, że mamy monopol na prawdę. Nie ma czegoś takiego.
Kożuchowska "bohaterką prawicy" stała się po tym, gdy przyznała, że w ciążę udało się jej zajść dzięki naprotechnologii, która wywodzi się z lat 30. XX wieku i polega na śledzeniu cykl. To właśnie ta metoda była proponowana przez polityków PiS jako jedyna słuszna forma walki z niepłodnością. Aktorka podkreślała jednak, że nigdy nie była przeciwniczką in vitro.
Nie zdecydowałam się na metodę in vitro. Postanowiłam zawalczyć o dziecko inaczej - mówiła w wywiadzie dla "Vivy".
Jak twierdziła, już po kilku tygodniach udało jej się zajść w ciążę i urodziła zdrowego syna w wieku 43 lat. Małgorzata Kożuchowska - jak sama przyznała w "Vivie" - miała ogromne szczęście. Gdy po roku od tego zdarzenia, opowiedziała o stosowaniu naprotechnologii, media prawicowe szybko to podchwyciły, a jej przykład stał się argumentem w dyskusji na temat in vitro. Zbiegło się to z decyzją ministra zdrowia o zaprzestaniu refundacji tej metody w Polsce.
Dzięki świadectwu takich osób jak Małgorzata Kożuchowska o naprotechnologii usłyszy znacznie więcej par starających się o potomstwo, którym do tej pory wmawiano, że in vitro jest ich ostatnią deską ratunku” – można było przeczytać wPolityce.pl.
Podobne treści pojawiały się na Fronda.pl.
AW