W książce "Męskie gadanie 2", autorstwa Beaty Biały, Jan Englert nie ukrywa, że akceptuje upływ czasu, choć nie bez goryczy. Zdradza, że nie boi się śmierci, lecz wizji utraty samodzielności.
Aktor przyznaje, że z wiekiem zmienił spojrzenie na życie. Nie obawia się końca, lecz zależności od innych. "Nie rozumiem starców, którzy boją się śmierci. Przecież to jest nieuniknione. Nie można się bać czegoś, co jest nieuniknione. Więc to, czy ja umrę we wtorek, czy w piątek, czy w przyszłym tygodniu - co to za różnica? I tak umrę" - czytamy. Jan Englert podkreśla jednak, że sam proces umierania budzi jednak jego obawy. Dodaje, że obserwował cierpienie swoich bliskich i nie chciałby, żeby jego też spotkał podobny los. "Śmierć mnie nie przeraża. Ale perspektywa umierania - powolnego, bezradnego, niedołężnego - już tak. Nie chcę być ciężarem. Ani dla siebie, ani dla nikogo. Widziałem, jak umierał mój dziadek. I nienawidzę siebie za to, że pamięć wybrała karykaturę, nie bohatera. Wiem, że nie będę miał nowego początku. Ale wciąż mogę mieć piękny koniec. I to jest coś, czego uczę się każdego dnia - żeby odchodzić bez żalu, bez histerii, bez potrzeby ostatniego słowa. Każda rola ma swoją kurtynę. Nawet ta najpiękniejsza" - stwierdził Jan Englert.
Englert z dystansem, ale i smutkiem mówi o starości. Zauważa, że ciało, które przez lata było jego narzędziem pracy, dziś zaczyna odmawiać posłuszeństwa. "Przez całe życie ciało było twoim instrumentem, a nagle... fałszuje. To jest trudne, cholernie trudne. Wiem, że jestem stary, nie tylko dlatego, że kalendarz tak mówi. Wiem to po tym, że już nie wszystko chcę" - powiedział Jan Englert. Aktor dodał też, że pamięć go czasem zawodzi. "Czasem zapominam o czymś, o kimś... To ma coś wspólnego z tą nieuchronną, fizyczną rzeczywistością. Ale to nie są objawy, które mnie rozbijają. Starzenie się to po prostu nowa wersja siebie" - czytamy.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!