Matthew Perry zmarł we własnym domu. Wiemy, że przed śmiercią zażył potężną dawkę ketaminy. Gwiazdor "Przyjaciół" przez lata walczył z uzależnieniem na oczach najbliższych. Katy Forrester, czyli reporterka "The Sun", widziała na własne oczy zamieszanie pod domem zmarłego. Nie zabrakło prasy i zaciekawionych influencerów. Postanowiła podzielić się wspomnieniami z dnia, w którym znaleziono ciało aktora.
"Dziennikarze już się zebrali, żeby czekać na nowe doniesienia, a ja byłam zszokowana, widząc, jak tiktokerzy rzucili się na miejsce zdarzenia, żeby transmitować wszystko na żywo. Zupełnie nie przejmowali się tym, jak profesjonalne ekipy informacyjne radzą sobie z takimi sytuacjami. To był istny cyrk" - podaje dziennikarka, opisując odejście gwiazdora. Bliscy aktora byli przekonani, że Matthew Perry skończył z sięganiem po używki, jednak bardzo się mylili, kiedy dowiedzieli się o tragedii z udziałem ketaminy. Była partnerka aktorka zaniepokoiła się natomiast dziwnymi przemyśleniami Perry'ego w mediach społecznościowych, które sugerowały powrót do nałogu. W ciągu dwóch ostatnich miesięcy życia gwiazdor zakupił 70 fiolek z ketaminą za 66 tys. dolarów. Trzy dni przed śmiercią otrzymał aż 27 zastrzyków tej substancji, w czym pomógł mu asystent Kenneth Iwamasa.
Magazyn "Hello!" porozmawiał z siostrą aktora, czyli Caitlin oraz ojczymem Keithem, którzy powspominali zmarłego gwiazdora. "Miał zdolność wypełniania pokoju światłem. Kiedy ludzie byli z nim w pokoju, to była tam ta magnetyczna energia. Wszyscy po prostu mieli uśmiech na twarzy i kurczowo trzymali się wszystkiego, co mówił" - przekazał ojczym. Śmierć stała się ogromnym ciosem. "Każdy, kto stracił dziecko, powie ci, że nawet jeśli jesteś w jakiś sposób przygotowany na taką możliwość, to jest to druzgocące. Postanowiliśmy trzymać się tej determinacji i spróbować zrobić coś pożytecznego" - czytaliśmy.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!