"Nasz nowy dom" wrócił 12 września na antenę Polsatu z nowymi odcinkami. Widzowie, którzy liczyli na ckliwe historie biednych rodzin, do których przyzwyczaił nas ten program, tym razem mogli się srogo rozczarować. Nie oznacza to jednak, że produkcja jest nudna. Nic z tych rzeczy. Tym bardziej że zaserwowano nowość. Od teraz remontowane są nie tylko prywatne domy czy mieszkania, ale i instytucje oraz placówki publiczne, które borykają się z niedofinansowaniem. I tym sposobem w pierwszym odcinku 23. sezonu zobaczyliśmy, jak ekipa Elżbiety Romanowskiej odnawia mieszkanie treningowe w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Skierniewicach.
Misja "Nasz nowy dom" niesie się w najlepsze. To ciekawy pomysł, że od teraz więcej miejsc ma szansę na remont. Bo to przecież skandal, że są placówki publiczne, które nie mają szansy na dofinansowanie. A dla wielu ludzi takie miejsca jak to z pierwszego nowego odcinka kolejnego sezonu programu Polsatu, są szansą na lepsze życie i start w dorosłość. Tym razem zobaczyliśmy, jak młodzi ludzie o szczególnych potrzebach uczyli się samodzielności, by móc poradzić sobie w życiu, gdy zabraknie ich rodziców. Oswajali się ze wszystkim - sprzątaniem, gotowaniem, ścieleniem łóżek czy samodzielnością w łazience. A że do takiego treningu potrzebna jest odpowiednia przestrzeń, dostępna także dla osób z niepełnosprawnością ruchową, do gry wkroczyła ekipa Elżbiety Romanowskiej.
To, co rzucało się w oczy, to fakt, że warunki, w jakich przyszło przebywać lokatorom mieszkania treningowego, nie były ubogie. Zazwyczaj remontowane domy były w opłakanym stanie. Tu problemem był brak kranu w kuchni czy zbyt wysoki brodzik w łazience. Tym bardziej miło, że program otwiera się na takie miejsca i prezentuje nam już nie tylko skrajną biedę. A ci co narzekają na prowadzącą? Uważam, że Elżbieta Romanowska zupełnie nie odstaje od swojej poprzedniczki, czyli Katarzyny Dowbor. Jest empatyczna, miła i specjalnie nie absorbuje swoją obecnością. Bo ten program nie jest przecież o jednej czy drugiej pani, która go prowadzi, ale o uczestnikach. A że tym razem było trochę mniej wzruszająco? Może to i dobrze, bo czasem traumatyczne historie rodzin mogły przytłaczać. Lżejsza formuła z pewnością nie zaszkodzi, a wyjdzie na dobre. Bo nie samymi dramatami żyjemy...