Na niedzielny pogrzeb Lecha Kaczyńskiego i Marii Kaczyńskiej nie doleciało wiele delegacji z zachodniej Europy czy Stanów Zjednoczonych. Wszystko przez pył wulkaniczny, który sparaliżował ruch lotniczy nad Europą.
Natomiast prezydent Gruzji, który przyjaźnił się z Lechem Kaczyńskim , doleciał ze Stanów Zjednoczonych do Polski. Jak to zrobił? "Gazeta Wyborcza" podaje, że prezydent poleciał z USA do Portugalii, później do Włoch, następnie do Turcji, dalej do Bułgarii, Rumunii, a stamtąd udał się do Krakowa. Wszystko po to, żeby dotrzeć na pogrzeb przyjaciela.
Żona prezydenta Gruzji na pogrzeb przyjechała samochodem z Brukseli. Jechała 13 godzin. Saakaszwili dotarł do Krakowa na 17. Uczestniczył w pochówku Lecha Kaczyńskiego i złożył kondolencje rodzinie zmarłego oraz przedstawicielom polskiego rządu. Bravo! Nawet pył nie przeszkodził mu przyjechać. Prawdziwy przyjaciel nie zawiódł prezydenta.
Szaza