Wojciech Szczęsny po swoim czerwcowym ślubie z Mariną Łuczenko nie znika z pierwszych stron gazet. Wygląda na to, że zainteresowanie wokół młodego piłkarza w najbliższym czasie wcale nie opadnie.
Teraz wywiadu o synu i jego dzieciństwie udzieliła "Wysokim Obcasom" mama Szczęsnego, Alicja. Okazuje się, że sportowa kariera była mu pisana od urodzenia, choć Szczęsnej, zwłaszcza po rozstaniu z mężem, nie było łatwo.
Tata, siłą rzeczy – nawet jakby chciał – nie mógł się tymi dziećmi zająć. Grał w Łodzi, potem w Krakowie, a my mieszkaliśmy w Warszawie. Bywało tak, że przez dwa miesiące nie widział się z chłopcami. Wszystko było na mojej głowie. Na każdy trening, na każdy mecz, na turnieje trwające nieraz cały dzień ja ich woziłam. Mamusia odwaliła całą robotę. Nie mogłam inaczej wychować synów, bez sportu. Geny sportowe odziedziczyli po obojgu rodzicach. Ja od dziesiątego roku życia trenowałam sport wyczynowo. Był on stale obecny w moim życiu. Szkoła mistrzostwa sportowego na Siennickiej na Pradze-Południe, dokąd później poszedł Wojtek, liceum Słowackiego – klasa sportowa naprzeciw stadionu Skry, gdzie trenowałam piłkę ręczną. Maciek trenował piłkę nożną, a ja piłkę ręczną, dlatego Wojtek tak dobrze kopie i łapie. Po urodzeniu trójki dzieci wróciłam jeszcze do gry. Ale to już była tylko zabawa. Ciężko było pogodzić samotne wychowywanie synów z uprawianiem sportu - wyznaje w "WO" matka Szczęsnego.
Alicja Szczęsna przyznała też, że pasja jej dzieci do sportu była ważnym elementem ich wychowania i pomagała jej nad nimi zapanować.
Chciałam przede wszystkim, by robiły to samo co ja – uprawiały sport. Mieszkaliśmy na Pradze. Trudna dzielnica, trudne środowisko. Sport bardzo mi pomógł w wychowaniu. Synom nie przyszło do głowy, żeby stanąć pod klatką z chłopakami, pić piwo. Nawet jeśli mieliśmy chwilę wolną, to szliśmy na rower. I oni się nie buntowali, oni to kochali, zwłaszcza że byli bardzo żywymi dziećmi. Trzech minut w spokoju nie mogli wytrzymać. Roznieśliby dom, gdyby mogli!
Wojciech Szczęsny od małego przejawiał wielki talent i jego rodzicie wiedzieli, że nie mogą zmarnować potencjału syna.
Agrykola wygrywała turnieje, Wojtek był wybierany na najlepszego bramkarza. Wyróżniał się nie tylko umiejętnościami czysto sportowymi – miał też mocną psychikę. Miał 11 lat, gdy jego drużyna wygrała turniej o Puchar Kazimierza Deyny. Na stadionie Legii w trakcie meczu ze Stomilem Olsztyn odbyły się uroczystości wręczenia pucharów. Spiker wyczytywał nazwiska najlepszych młodych piłkarzy, a ci podchodzili po odbiór nagród. Kiedy przyszła kolej na Wojtka i kibice usłyszeli nazwisko Szczęsny, zaczęły się wyzwiska, gwizdy. Kibice Legii nienawidzili jego ojca, bo odszedł do Widzewa. Słyszałam to, bo sama siedziałam na trybunach. Wtedy Wojtkowi na pewno było bardzo przykro, ale już wtedy można było zobaczyć, jaki ma mocny charakter i twardą psychikę.
To sprawia, że Alicja Szczęsna nie martwi się też o przyszłość Wojtka. Wierzy, że jej syn, mimo młodego wieku, jest odpowiedzialny i rozsądny, choć ma swoje słabości.
Ma co robić, jego pasją – oczywiście poza piłką – jest gra w golfa. Po mamusi odziedziczył talent muzyczny. Kupił sobie kolejną gitarę klasyczną, jest samoukiem, gra też na klawiszach. Właściwie lokuje pieniądze, ma rozsądnego doradcę finansowego oraz menedżera, który czuwa nad jego karierą. Pieniądze nie przeciekają mu przez palce, ale ma słabość do samochodów. Zawsze ma jeden, bo pozostałe nam oddaje. Najpierw ja dostałam po roku jazdy audi A3, potem Jasiek audi A5, a Wojtek jeździ teraz najnowszym modelem porsche cayenne, wypasioną wersją. Ale jak na warunki angielskie on jest naprawdę skromny. Nicklas Bendtner (napastnik Arsenalu, wypożyczony w poprzednim sezonie do Sunderlandu) ma ich trochę więcej, kolekcjonerem jest też Vito Mannone, rezerwowy bramkarz Arsenalu. On to ma dopiero hopla - powiedziała Szczęsna.
Cóż, wygląda na to, że Wojciech Szczęsny to syn idealny, a jego mama wykonała kawał dobrej roboty, wychowując go na takiego mężczyznę, jakim jest dzisiaj.
IN