Romans z szefem? Sporty ekstremalne? Tak, to ludzka kocimiętka. Mimo jawnych przeciwwskazań część ludzi ryzykuje. Przykład? Mieszanie uczuć z biznesem. Truizm. Jednak ludzie często to robią. Albo muszą być więc bardzo naiwni, albo po prostu odczuwają jakąś perwersyjną przyjemność z uwikłania się w taki niebezpieczny związek.
Do którego typu zaliczymy gwiazdy, które przejechały się na współpracy z Małgorzatą Herde ? Ciężko stwierdzić, skutek jest jednak ten sam. Nagle znane podopieczne menedżerki zrywają z dnia na dzień współpracę. Dlaczego? Oficjalnie nic nie wiadomo. Na branżowych imprezach plotkuje się, że Herde mogła zdefraudować duże sumy pieniędzy Oli Kwaśniewskiej , Edyty Herbuś , Kamili Szczawińskiej i innych. Gwiazdy bezgranicznie jej ufały. Łatwo zatracić się w tym zaufaniu ze względu na samą specyfikę pracy. W tej branży relacja pracodawca-pracownik bywa wyjątkowo intensywna.
Z początkiem nowego tysiąclecia coraz więcej czasu zaczęliśmy spędzać w pracy, a co za tym idzie - przenosimy do niej swoje życie prywatne. Zdarza się, że do domu wpadamy tylko na noc - czytamy w Gazetapraca .pl - Wspólna praca, dążenie do celu i emocje z tym związane sprawiają, że ludzie zaczynają patrzeć na siebie inaczej.Paulina Krupińska i Małgorzata Herde / WBF
Taka właśnie relacja łączyła Herde z jej podopiecznymi. Menedżerka stawała się w wielu przypadkach ich modową czy towarzyską wyrocznią: z kim i gdzie bywać, co na siebie włożyć - gdy ma się kogoś takiego jak Herde, nie trzeba sobie tym zaprzątać głowy. Lata doświadczeń pokazały, że jej decyzje były słuszne. Po co więc to kwestionować? I po co ją kontrolować?
Powszechną praktyką jest wydawanie pełnomocnictwa, na mocy którego menedżer może podpisać prawie każdą umowę zawodową za swoją gwiazdę. W efekcie, jeżeli jego podopieczni ufają mu w tak wysokim stopniu, żeby taki dokument sporządzić, to raczej nie kontrolują też, czy podpisany w jej imieniu kontrakt był na 500 tys czy 400 tys.
Małgorzata Herde i Edyta Herbuś / KapifKiedy menedżer - mówił Michał Wiśniewski w "DD TVN" - bez względu na wszystko, co się dzieje dookoła, jest zainteresowany tylko tym, żeby wycisnąć cię jak cytrynę, to się temu poddajesz. Jest w stanie ci zagrozić. W najlepszych czasach zarobiłem naprawdę dużo pieniędzy, ale nie miałem na tym absolutnie żadnej kontroli. To cię nie interesuje, bo jak zarobiłeś 100 tys, to nie patrzysz czy aby nie było to 500 tys, tylko się cieszysz, że masz 100.
Słowa Michała Wiśniewskiego można traktować jak "komentarz ekspercki". W 2007 roku wypłynęła głośna sprawa Katarzyny Kanclerz, pierwszej znanej w Polsce menedżerki gwiazd. Jak utrzymywał Wiśniewski, składała ona obietnice bez pokrycia. Lider "Ich Troje" sugerował także, że nie wywiązywała się z umów. Na swoim blogu wypowiedział wojnę Kanclerz. Jego ostre słowa nie zniechęciły innych gwiazd, z którymi współpracowała. Jej ofiarami później mieli paść Mandaryna, a także Piotr Rubik, a przykładem jej nadużycia miał być brak zapłaty za koncert muzyka w Raciborzu.
Ponadprogramowe 150 tysięcy miejscy urzędnicy zapłacili Katarzynie Kanclerz, byłej menadżerce Rubika, która mu kasy nie przekazała - podał Dziennik Zachodni.Katarzyna Kanclerz / Kapif
W sprawę wmieszały się nawet władze miasta, które gażę za występ zapłaciły przelewem. Nietrudno zgadnąć, na czyje konto wpłynęły pieniądze. Zadziwiające? Niestety, nie w polskim show-biznesie. Często zdarza się, że gwiazdy nie tylko pozwalają menedżerom podpisywać umowy, lecz wręcz kontrolować finanse. Problem w tym, że nikt nie kontroluje menedżerów. Kto by w końcu zlecił audyt przyjaciela.
Także głośny przypadek Dody i Mai Sablewskiej można rozpatrywać w tych kategoriach. Ich współpraca trwała wiele lat, spędzały ze sobą mnóstwo czasu, jednak zarówno gwiazda, jak i jej menedżerka nie poradziły sobie z rozgraniczeniem sfery prywatnej i zawodowej. Skąd ten wniosek? Gdy panie pożegnały się ze sobą, w mediach pojawiało się dużo bardzo emocjonalnych komentarzy od obu stron. Przodowała Doda, której gwałtowna reakcje mogła świadczyć, że boli raczej konflikt na płaszczyźnie prywatnej niż zawodowej.
Po latach Maja Sablewska przyznała, że emocji przy pracy z Dodą był nadmiar. Może dlatego, że musiała pełnić dwie funkcję: menedżerki i przyjaciółki. W przypadku wymagającego charakteru "królowej" trudno stwierdzić, która rola jest trudniejsza.
Kiedy w 2009 roku lekarz powiedział mi, że przy takim trybie życia grożą mi wszystkie choroby cywilizacyjne, od nowotworów po depresję, postanowiłam zrezygnować ze współpracy z Dodą. Zajęłam się własnym komfortem psychicznym. Wcześniej miałam masę problemów, trzy telefony i wieczne ADHD - opowiadała w "DD TVN"
Fakt, że opinia publiczna była świadkiem wielu ostrych wypowiedzi obu pań, może sugerować, iż wiele rzeczy musiały one załatwiać między sobą ustnie, jak to przyjaciółki. Niestety, gdy w grę wchodzą wielkie pieniądze, takie praktyki bywają niebezpieczne.
Maja Sablewska i Doda / KapifJeszcze w gorszej sytuacji jest gwiazda, która nawiązuję współpracę zawodową z najbliższą rodziną. Tak stało się w przypadku wybitnej tenisistki Steffi Graf, którą w 1995 roku oskarżono o malwersacje podatkowe. Winnym okazał się jej ojciec, Peter Graf. To on zarządzał finansami córki. W wyniku jego kreatywnej księgowości do kasy państwa nie wpłynęło 12,3 miliona dolarów.
Fot. KEVORK DJANSEZIAN / APPrzykładów na to, że współpraca z kimś z rodziny nie kończy się dobrze, nie trzeba szukać daleko. Dopóki Agnieszka Radwańska nie była gwiazdą naprawdę wielkiego formatu, ojciec-trener sprawdzał się doskonale. Wiedział, jak najlepiej zmotywować córkę, jak ją wspierać oraz jaki trening dla niej wybrać. Kiedy jednak "Isia" stała się jedną z największych gwiazd tenisa, pojawiły się nieporozumienia. Media donosiły o kłótniach i licznych spięciach Radwańskiej z ojcem. Oboje podjęli decyzję o zawodowym rozstaniu, dzięki czemu uratowali karierę tenisistki i zachowali dobre rodzinne stosunki.
Ojca nie da się zwolnić. Bez względu na wszystko, ja jestem jej tatą, i to jest najważniejsze. Nasza relacja trener - zawodniczka została zawieszona, bo ostatnio nie dogadywaliśmy się najlepiej. Ale relacja ojciec - córka jest bez zarzutów, zawsze była - mówił Robert Radwański w rozmowie z Gwizdek24.pl w 2011 roku.Fot.Tomasz Wiech / Agencja Gazeta
Jak bardzo niebezpieczne może się okazać łączenie interesów z miłością, boleśnie przekonała się Edyta Górniak. W czasie, kiedy była żoną Dariusza Krupy, zatrudniła go na etacie menedżera, co potem wspominała jako swój wielki błąd.
Dariusz Krupa mnie nie kochał. On kochał moje pieniądze. Pokazał to kilkanaście razy, pokazał to po naszym rozstaniu, pokazał w czasie rozprawy rozwodowej. A po niej robił przyjęcia dla dziennikarzy w naszym ogrodzie. I opowiadał, jakim jest biednym, porzuconym przez żonę człowiekiem. Potem znalazłam dokumenty, które świadczą o tym, że cała nasza relacja była zaplanowana pod kątem finansowym. Wszystko było przemyślane. Tyle tylko, że nie umiał skorzystać z tego majątku, roztrwonił go - czytamy na portalu Se.pl.
Diwa uważa też, że mąż-menedżer nie tylko zrujnował ją finansowo, ale też zniweczył jej szanse na światową karierę.
Takiego miałam menadżera... Broadway, światowa kariera, duet z Jose Carrerasem, a potem centrum handlowe. Nie chciałam dopuścić do tego, żeby mąż, który nie ma pracy, jest przygnębiony, jest osobą przy żonie, która ma wszystko, źle się czuł. Więc wymyśliłam dla niego posadę menadżera, a on po prostu zrujnował to, co ja zbudowałam. Najpierw wysuszył mnie jako artystkę, potem ściągnął do takiej rangi... Mówił: Musisz wyjść na scenę, bo ja potrzebuję pieniędzy, więc wychodziłam na tę scenę. Myślałam, że tak trzeba.Kapif
Menedżer, jako najwierniejszy przyjaciel i towarzysz wielu, często intymnych, sytuacji, może wiedzieć o swoich gwiazdach za dużo. Osoby publiczne, które tak blisko dopuszczają do siebie swoich pracowników, zapominają, z jakim zagrożeniem się to wiąże. Michał Wiśniewski raczej wolałby, żeby historia narodzin Fabienne nie ujrzała światła dziennego, a znamy ją właśnie dzięki jego byłej menedżerce, Katarzynie Kanclerz.
Opowiem pani historię, która wydarzyła się, kiedy byliśmy w najlepszej komitywie, a Marta była jego ukochaną żoną, niemyślącą o karierze, świeżo przed urodzeniem drugiego dziecka. Michał chciał być przy porodzie. Oczywiście trzeźwy. Ale terminu porodu nie da się wyliczyć ze szwajcarską precyzją. Niestety, Marta pozwoliła sobie na niesubordynację i odeszły jej wody dziesięć dni przed terminem. Trafiła na moment, kiedy Michał nie był trzeźwy. Próbowała zamówić taksówkę. Wtedy on wpadł w szał. Rozwalił telefon i powiedział, że pojedzie z nim albo wcale. Kobieta po odejściu wód raczej nie ma wyboru, więc Marta wsiadła z nim do samochodu i zygzakiem pojechali do kliniki. Tam Michał powiedział, że płaci i wymaga i kazał poród zatrzymać, bo chciał w nim uczestniczyć na trzeźwo. Lekarz zaproponował, żeby podać Michałowi wodę, a sam zajął się rodzącą. Faza końcowa porodu wyglądała tak: żona krzyczy, a mąż siada na parapecie, zwiesza nogi w dół na ulicę i mówi: "Panie doktorze, ja nie żartuję, proszę zatrzymać poród albo ja - skaczę". Następnego dnia Michał na kolanach przepraszał Martę i pokój tonął w kwiatach.
Takie historie to bez wątpienia wystarczający powód dla wielu gwiazd, żeby pewne sprawy przemilczeć i nie narażać się swoim byłym menedżerom.
KapifZuzanna Iwińska