14 lutego odbyła się premiera długo wyczekiwanej płyty Edyty Górniak. Krążek "My" nie spotkał się jednak z tak dobrym przyjęciem, jak można było tego oczekiwać. Trzy dni temu pisaliśmy, że na uroczystej prezentacji albumu w warszawskim Empiku gwiazda nie popisała się nawet znajomością własnych tekstów.
Krążek skrytykował dobitnie Robert Kozyra, były partner Edyty.
Bardzo słabe kompozycje, banalne teksty zaśpiewane albo patetycznie, albo na infantylnym przydechu. Jedyną w miarę dobrą piosenkę "Nie zapomnij" Edyta zabija niepotrzebnie krzycząc. Produkcyjnie całość brzmi jak domowej roboty demo - powiedział w wywiadzie dla "Faktu".
Widać, że atmosfera między byłymi kochankami jest napięta. Edyta postanowiła też wbić szpilę Robertowi. Pogłoski o rzekomej propozycji jego udziału w "Bitwie na głosy" skomentowała słowami:
Kilkakrotnie mówiłam, że żenujące jest przypominanie o sobie poprzez moją osobę. Moim zdaniem propozycja udziału w jury "Bitwy na głosy" nigdy nie padła wobec pana Roberta Kozyry, a wiadomość ta jest nieprawdziwa. Proponuję zapytać o to producentów programu, może w ten sposób od razu przyłapiemy sprawcę zamieszania niemal na gorącym uczynku - czytamy w "Super Expressie".
Okazało się, że rzeczywiście producenci show nie mieli w planach zatrudnienia Kozyry. Można więc powiedzieć, że na razie wynik batalii między Edytą i Robertem wynosi 1 do 1. Pytanie tylko, co dalej. Czy ludzie, których kiedyś łączyło uczucie, rzeczywiście powinni toczyć walkę na łamach tabloidów?
Olinek