Krystian Ferretti, zwycięzca trzeciej edycji "Hotelu Paradise", ze swoją dziewczyną Oliwią Czajką otworzyli Fragolę niedawno, na początku wakacji. To ich kolejny biznes, którym próbują podbić świat - wcześniej Ferretti prowadził własny sklepik internetowy, potem z Oliwią założyli klinikę medycyny estetycznej. Marzenie o własnej knajpce przewijało się jednak na ich kontach na Instagramie w miarę regularnie. Jak widać, postanowili zaryzykować i rzeczywiście otworzyli własny punkt w centrum stolicy. Skuszeni prezentowanym na Instagramie wystrojem postanowiliśmy sprawdzić, czy można tam nie tylko nasycić wzrok, ale i żołądek. Czego jak czego, ale w Warszawie dobrych kawiarni jest niemało i nie jest to łatwy rynek dla kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z gastronomią.
Krystian i Oliwia postanowili odróżnić się od wszystkich dookoła niestandardowym podejściem do waty cukrowej i truskawkami w różnych czekoladowych polewach. Krótkie menu w cenach ze średniej, jak na centrum Warszawy, półki może zachęcać. Pozostaje nam odpowiedzieć na podstawowe pytanie - czy było warto tam zjeść? I co polecamy, bo spróbowaliśmy większości dostępnych tego dnia opcji.
Bartek: Na pewno ciekawe i oryginalne jest to, że do wszystkiego dodawana jest chmurka z waty cukrowej. Mój croissant pistacjowy i kawa mrożona z bitą śmietaną oraz toffi to niebo w gębie. Można poczuć się błogo jak na obłoczkach, których nie brakuje na suficie... Tartaletka bananowa i truskawka w polewie z białej czekolady to idealne zwieńczenie tej kalorycznej rozpusty. Mnie jednak martwią braki w dostawie i ruchome (póki co) godziny otwarcia. W dniu, w którym byliśmy zaraz po 12, Krystian ze swoją narzeczoną kilka razy rozmawiali o tym, co muszą zamówić (gumowe ucho pozdrawia). Te braki były też widoczne w gablocie. Brakowało np. makaroników, o których można przeczytać na ich stronie internetowej. Croissantów było zaledwie kilka. Z jednej strony to fajne, bo wiadomo, że wszystko jest świeże, ale z drugiej, widać, że zapotrzebowanie jest dużo większe. O godz. 17 na stronie Fragoli informowali, że wszystko się już sprzedało i kończą na dziś, choć w niedzielę według tego co deklarują na swojej stronie, powinno być otwarte do godz. 22. Niefajne jest też to, że w poniedziałek robią sobie dzień wolny, bo jak mówią "muszą odpocząć". Magda Gessler zawsze powtarza w "Kuchennych rewolucjach", że klient lubi stabilność i przewidywalność. Nie można sobie zamykać ot tak, kiedy się chce. Doceniam, że są tam sami we dwójkę, ale na dobrą sprawę klienta to nie powinno obchodzić, że są zmęczeni albo że brakuje im towaru.
Magda: Dla mnie wizyta we Fragoli była taka pół na pół. Mrożona kawa bananowa? Smaczna, fajnie podana (ta wata cukrowa na słomce wyglądała super i była naprawdę zaskakująca). Croissant w wersji wytrawnej nie był wybitny, ale też w takiej cenie, jaką zapłaciłam, trudno, żeby był. Lepsze francuskie ciasta czy kanapki dostaniecie niestety w innych miejscach, ale nie miejcie też wątpliwości, że będą one droższe. To wszystko było świeże, ale wszechobecny sos winegret zabił smak szynki parmeńskiej. Po błyskawicznym śniadaniu przyszła pora na danie główne - czyli słodkie. Nie zaryzykowaliśmy popisowego burrito z waty cukrowej (CO TO W OGÓLE ZA PRZERAŻAJĄCY POMYSŁ, żeby zrobić burrito z waty cukrowej i jeszcze wypchać je żelkami?! Czy klientami tego miejsca mają być wyłącznie dzieci?).
Postanowiłam pójść w klasykę, ale taką, która nie jest łatwa do zrobienia - eklerek i ptyś, czyli wymagające ciasto parzone. I tu niestety zawód, bo choć eklerek był raczej z tych smacznych i nie ucierpiał od leżenia w lodówce przez ostatnią dobę, to czuć było, że ciasto jest dość twarde, podobnie jak krem - tymczasem ideał to chrupkie z wierzchu, mięciutkie w środku. Ptyś niestety nieudany na całej linii - kleks z kremu na wierzchu był aż przyschnięty, bo tyle czekał, aż ktoś się nad nim zlituje i go zje. Samo ciastko przesuszone, krem w środku - prawie bez smaku. Rzadko mi się zdarza, że czegoś nie dojadam w kawiarniach, ale ptyś niestety mnie pokonał - i nie dlatego, że już nie miałam siły, o nie.
I choć wszystko jest przepięknie podane, i naprawdę robi wizualnie wrażenie bardzo dopracowanego, przemyślanego, tak widać, że ze względu na bardzo nieprzewidywalny ruch, jednego dnia większy, innego mniejszy, niektóre rzeczy zalegają niesprzedane. Dzień wcześniej całą sobotę lało, w efekcie czego niewiele osób zapewne do Fragoli dotarło - dzięki temu w niedzielę w godzinie otwarcia lodówka była pełna, ale były to raczej rzeczy wczorajsze - to zemściło się na jakości ptysia i twardości eklerka.
Na obronę tego miejsca mam jednak rzecz bardzo podstawową - ceny. To nie jest 20 złotych za ciastko, jak się niekiedy zdarza. To jest kilka złotych mniej niż w tych bardziej ekskluzywnych kawiarniach, i taka też jest to jakość. Nie jest źle, być może w tygodniu, przy świeżej dostawie, byłoby lepiej. W niedzielę było… No właśnie, tak sobie. Na plus na pewno można zaliczyć truskaweczki w różnych polewach - to bardzo miły bonus, którego nie widziałam do tej pory w centrum.
Więcej zdjęć jedzenia i wnętrza, a także menu z cennikiem znajdziecie w naszej galerii na górze strony!
Magda: Jednak nie samym jedzeniem we Fragoli człowiek żyje, choć mogłoby się zdawać, że do kawiarni idzie się głównie wypić kawkę i zjeść ciacho. Nie tu, tu idzie się chłonąć naprawdę fajnie urządzone wnętrze. Wystrój? 9/10. Ten jeden punkt zabiera jednak wystawiony na widok wszystkich kącik gospodarczy z odkurzaczem, kojcem psa i wszystkim, co powinno być zasłonięte, żeby nie raziło oczu. Ale gdyby nie ten kąt nieopodal lady, to nie ma się do czego przyczepić (ale bardziej przyczepiona powinna być na pewno wielka truskawa na ścianie - choć siedzieliśmy w środku tylko półtorej godziny, sztuczny owoc zdążył spaść dwa razy). Niemniej jest to kawiarnia pod Instagram - sufit z różyczek, wazony i donice w kształcie truskawek, złoto i butelkowa zieleń, dużo (niestety sztucznej) zieleni na ścianach - wszystko to robi naprawdę piękne wrażenie. Jest ślicznie, ale nie przesadnie słodko.
Bartek: Już nie przesadzaj, że trzeba schować kącik dla psa. Akurat urocza suczka Krystiana dodaje temu miejscu wiele uroku i fajnie, że ma swoje cztery kąty z prawdziwego zdarzenia. Odkurzacz czy jakieś rzeczy gospodarcze owszem, powinny zniknąć, ale zagroda dla psa niech zostanie w spokoju, bo tylko dodaje całości domowy i przytulny klimat - w sam raz na ciacho i kawę. Nie powiedziałbym, że psuje w jakiś sposób wystrój, bo pasuje do całości i nie jest byle jaka (to nie są tanie rzeczy). Poza tym zauważyłem, że ludzie chętnie fotografują ten fragment kawiarni za sprawą jego częstej mieszkanki, także win-win. Leave zagroda alone!
Przez moment zastanawialiśmy się też, co stanie się z kawiarnią za pół roku. Choć nazywa się Fragola (czyli truskawka), w grudniu truskawek o smaku truskawek będzie jak na lekarstwo. Co wtedy? Czy nadal będą dostępne truskawki w różnych polewach? A może zostaną wykorzystane ich podrabiane odpowiedniki z zagranicy, może i bez smaku, ale za to kwaśne? Czas pokaże, o ile Fragola do zimy w ogóle doczeka. Trzymamy kciuki za ustabilizowanie ruchu i zgranie dostaw. I przetrwanie, bo to nie będzie łatwe w takiej okolicy, gdzie tuż za rogiem jest kilka kawiarni w bardziej wyeksponowanych, turystycznych punktach miasta.
PS. Krystian, chyba zrobiłeś literówkę we własnym nazwisku na ścianie...