Na przestrzeni niemal 60-letniej kariery dał się poznać dzięki rolom w takich produkcjach jak "Lista Schindlera" czy "Psy". Młodsza widownia kojarzy go też jako kultową postać Krzysztofa Jarzyny ze Szczecina z komedii "Poranek kojota". Ale Edward Linde-Lubaszenko to nie tylko świetny aktor. Jego biografia mogłaby posłużyć jako scenariusz hollywoodzkiego filmu. Dwóch ojców, cztery małżeństwa, wielka historia i ogromna słabość do kobiet. A do tego wielki talent, a także jedyne w swoim rodzaju poczucie humoru i dystans do siebie, które sprawiają, że Edward-Linde Lubaszenko jest jednym z najpopularniejszych polskich aktorów.
Życie Edwarda Linde-Lubaszenki od chwili narodzin było naznaczone wielką historią. Chłopiec przyszedł na świat 23 sierpnia 1939 roku - w dniu podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow. Wkrótce potem wybuchła wojna. Za jej sprawą biologiczny ojciec chłopca musiał opuścić Polskę.
Kiedy wybuchła wojna, mój ojciec, Julian Linde, Niemiec z korzeniami skandynawskimi, uciekł. Mama nie zgodziła się żyć w Niemczech i ze mną, kilkutygodniowym dzieckiem, została w Białymstoku. Po wkroczeniu wojsk radzieckich zakwaterowano u nas Mikołaja Lubaszenko, oficera armii radzieckiej. Między nim i matką zrodziło się uczucie - wspominał w wywiadzie dla "Dobrego Tygodnia" Edward Linde-Lubaszenko.
W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" aktor dodał, że matką kierowała także troska o los swój i niemowlęcia - związek z wysoko postawionym Rosjaninem wydawał się wówczas gwarantem względnego bezpieczeństwa. Lubaszenko postarał się nawet o dokumenty zaświadczające, jakoby był mężem Emilii i ojcem jej synka. Niestety, sytuacja szybko uległa zmianie. W Archangielsku, gdzie wiatr historii rzucił rodzinę, panowały niezwykle trudne warunki. Głód i mróz nie były jednak najgorsze. Wkrótce bowiem z niewiadomych przyczyn Mikołaj Lubaszenko został uznany za wroga ludu. Groził mu pluton egzekucyjny, ostatecznie jednak skierowano go na front do karnej kompanii. Tymczasem Emilia jako Polka nie mogła znaleźć pracy. Musiała więc podjąć niezwykle trudną decyzję - oddała małego Edwarda na pewien czas do domu dziecka. Dziś aktor przyznaje, że nie ma o to do niej żalu.
Problemy Edwarda nie minęły wraz z zakończeniem wojny. Chłopca wraz z matką i przybranym ojcem skierowano do zrujnowanego Wrocławia. Malec praktycznie nie mówił po polsku, a ojczym zaczął pokazywać swoją ciemną stronę.
Lubaszenko, który mi okazywał dobroć, zmienił się nie do poznania. Słyszałem wyzwiska: fryc, dostawałem lanie - wspominał aktor podczas spotkania w Klubie Sztuki Opery i Filharmonii Podlaskiej.
Wkrótce miał jednak zrozumieć, skąd wynikała wrogość mężczyzny. Młody Edward uciekał z ciężkiej atmosfery domu w naukę i kontakty z rówieśnikami. Próbował nawet zostać lekarzem, ale ostatecznie przez oblany egzamin nie dane mu było ukończyć studiów na Akademii Medycznej we Wrocławiu. Jednak zanim opuścił uczelnię, odebrał z dziekanatu zaadresowany do siebie list. Pierwsze wersy zmieniły życie młodego chłopaka na zawsze: "Jestem twoim ojcem" - pisał Julian Linde. Edward odnowił z nim kontakt - mężczyzna po wojnie osiadł w Polsce, w Polanicy-Zdroju.
Często jeździłem tam do niego. Wstydził się, że sprawił mi tyle kłopotu. Ja natomiast wstydziłem się, że nie mogę być jego synem całkowicie - z nazwiskiem - mówił Edward Linde-Lubaszenko w jednym z wywiadów.
Edward Linde-Lubaszenko nie chciał jednak zupełnie zrywać z przeszłością - w momencie, kiedy poznał prawdziwego ojca, miał już na koncie pewien dorobek aktorski, ponieważ jeszcze podczas studiów zaczął występować w teatrze Kalambur. Dlatego zdecydował się na dwuczłonowe nazwisko. Tymczasem jego kariera nabierała tempa - zdał eksternistyczny egzamin na warszawskiej PWST i oficjalnie został aktorem. A pod koniec lat 70. ukończył Wydział Reżyserii Dramatu na Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie.
Wśród bogatego dorobku artystycznego Edwarda Linde-Lubaszenki warto wymienić role teatralne, m.in. na deskach Teatru Współczesnego i Teatru Polskiego we Wrocławiu, a także krakowskiego Teatru STU. Do tego niezapomniane kreacje aktorskie w filmach, takich jak "Psy", "Kroll", "Lista Schindlera" czy "Układ krążenia". Rola w komedii "Poranek kojota", choć epizodyczna, przez wielu jest uważana za kultową, bo Edward Linde-Lubaszenko wcielił się w Krzysztofa Jarzynę ze Szczecina. "Szef wszystkich szefów" doczekał się nawet swojego pomnika na szczecińskiej wyspie Łasztownia.
Edward Linde-Lubaszenko jest znany jednak nie tylko jako artysta, ale też niepoprawny pożeracz kobiecych serc. Aktor, który z typowym dla siebie dystansem mówi, że jest erotomanem, na koncie ma wiele romansów - plotkuje się, że złamał serce Ewie Demarczyk, w latach 60. zachwycała się nim Anna Polony. A na ślubnym kobiercu Edward Linde-Lubaszenko stawał aż czterokrotnie. Mimo to przekonuje, że jest zagorzałym przeciwnikiem instytucji małżeństwa. "Warto się wiązać, lecz nie warto żenić" - powtarzał wielokrotnie. I podkreślał – że wie to z własnego doświadczenia. Doświadczenia, którego panu Linde-Lubaszence z pewnością nie można odmówić.
Żeniłem się cztery razy, bo nie umiałem kobietom powiedzieć "nie", jak mi proponowały małżeństwo - tłumaczył w jednym z wywiadów aktor.
Pierwszą żoną Edwarda Linde-Lubaszenki została Asja Łamtugina. Jak mówił w wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej" aktor, zbliżyła ich do siebie miłość do poezji.
Ona była wtedy młodą poetką, która dopiero marzyła o zostaniu aktorką, a ja byłem studentem medycyny, ale też występowałem w studenckim teatrze Kalambur, na scenie poezji, co nie było bez znaczenia. Ja jej recytowałem Majakowskiego, a ona mi Jesienina i Achmatową - wspominał Linde-Lubaszenko.
Związek nie przetrwał jednak próby czasu. Ponoć aktor nie potrafił dochować wierności, w dodatku zbyt często zaglądał do kieliszka, aż wreszcie żona poznała pewnego reżysera i postanowiła odejść. Owocem małżeństwa z Asją Łamtuginą jest syn Olaf. Relacja z dzieckiem nie należała do najłatwiejszych po tym, jak związek pary przeszedł do historii, a sąd orzekł, że chłopiec ma zostać z matką. O debiucie Olafa w "Żywocie Kamila Kuranta" Edward dowiedział się po fakcie. Ale Linde-Lubaszenko mówi, że swojej roli jako ojca nie potrafi jednoznacznie ocenić.
Dla moich dzieci byłem stale fatalnym ojcem. Zwłaszcza dla Olafa, bo nigdy mnie nie było. Był okres, że byłem fatalnym ojcem, a potem cudownym ojcem. Nie ma jednorodności w tym. Nie ma tak, że jestem cały czas ojcem idealnym. To jest sinusoida - wyznał w programie "Uwaga: Kulisy Sławy" TVN.
Życie uczuciowe Edwarda Linde-Lubaszenki nie znosiło próżni. Wiadomo, że przez jakiś czas był związany ze swoją studentką, aktorką Beatą Paluch. Owocem tego związku jest córka, również Beata. Tożsamość dwóch kolejnych żon nie jest znana - Linde-Lubaszenko chroni ich prywatność. W jednym z wywiadów powiedział tylko, że jego związki rozpadały się "z powodów bankietowych". Innym razem wyznał, że jedna z żon na odchodnym go okradła.
Mieliśmy z żoną książeczki oszczędnościowe, złożone w księgowości w Starym Teatrze w Krakowie. Takie były wtedy procedury. Pamiętam, że duży fiat na przydziałowy talon kosztował wtedy 120 tysięcy. A za pieniądze, których przez żonę zostałem chytrze pozbawiony, można było założyć średniej wielkości przedsiębiorstwo taksówkowe - skarżył się aktor na łamach magazynu "Świat i ludzie".
Trzecie małżeństwo Edwarda Linde-Lubaszenki zakończyło się jednak ze zdecydowanie bardziej prozaicznych powodów. Para nie mogła mieć dzieci.
Trzecia była najbardziej w porządku. Myśmy się rozstali z powodu niezgodności serologicznej. Ona bardzo chciała mieć dziecko, ale to było niemożliwe. Po kolejnym poronieniu zaproponowałem, żeby znalazła sobie kogoś innego, kto będzie miał odpowiednią grupę krwi. Zresztą tak zrobiła i nasze córki chodziły do tej samej szkoły muzycznej - wyznał aktor w wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej".
A jak jest dzisiaj? Edwarda Linde-Lubaszenkę mogliśmy ostatnio oglądać w 2020 roku w trzeciej części kultowego filmu "Psy", a w 2021 roku w serialu "Receptura". Prywatnie natomiast aktor jeszcze w 2017 roku przekonywał, że "wciąż czuje się niczym młodzieniaszek" i żartował ze swojej skłonności do młodszych partnerek, mówiąc, że "jego przyszła żona chodzi już do gimnazjum". Przed kilkoma laty ponad 70-letni już wówczas Linde-Lubaszenko spotykał się z 25-letnią Joanną Majstrak. Związek nie przetrwał jednak próby czasu.
Dziś wszystko wskazuje na to, że obchodzący 83. urodziny aktor zdecydowanie się uspokoił. W 2020 roku przekonywał, że teraz kobietami jego życia są córka i wnuczka. Aby być bliżej nich, zdecydował się nawet na przeprowadzkę z Krakowa do Warszawy, gdzie mieszka córka Beata Chyczewska z córką Antosią.
Lubimy ze sobą spędzać czas. Chodzimy na zakupy czy do parku, gdzie urządzamy sobie zabawy. Staram się, żeby miała z dziadkiem wesołe godziny, by ten czas był fajny i przyjemny. A ona już zadeklarowała, że chce zostać aktorką - radował się w jednym z wywiadów dumny dziadek.
Być może więc aktorski klan Linde-Lubaszenków doczeka się godnej kontynuacji.