• Link został skopiowany

Moja rodzina Gruzem przysypana. "I co zrobisz? Chu*a zrobisz". Ale na twór sprzed stu lat nie ma miejsca

Jesteśmy rodziną, ale każdy z jej członków może mieć odrobinę inne postrzeganie tego, co za rodzinę uważamy - mówi Kamil Szeptycki o filmie "Czarna Owca". U Gruzów nagle wszystko zaczyna się walić. Co zrobić, żeby z dotychczasowego życia nie została kupka gruzów? Plotek porozmawiał z Kamilem Szeptyckim, filmowym Tomkiem Gruzem.
Czarna Owca
Jarosław Sosiński

Andrzej Kulasek: "Bo jak ma się z kimś dziecko, to jest się rodziną. I co zrobisz? Chu*a zrobisz" - zgadzasz się z definicją rodziny wg Arkadiusza Jakubika, czyli twego filmowego taty?

Kamil Szeptycki: (śmiech) Trochę jest tak, że wszyscy bohaterowie "Czarnej owcy" definiują dorosłość, dojrzałość na swój sposób. To jest definicja według postaci Arka. On wychodzi z założenia, że ponieważ wiąże nas coś tak poważnego jak dziecko, to powinniśmy być ze sobą do końca życia. Czy tak jest? I tak, i nie. Bo w pewien sposób na zawsze jest się rodziną, ale wchodzimy też w takie czasy, kiedy na nowo zaczynamy definiować instytucję rodziny i więzi rodzinnych.

Czarna Owca
Czarna Owca Jarosław Sosiński

Ja, w tym XXI szalonym wieku jestem zwolennikiem postrzegania rodziny jako ludźmi, którzy niekoniecznie są powiązani ze sobą więzami krwi. Wydaje mi się, że pod tym względem jesteśmy trochę pokoleniem serialu "Friends" - często wybieramy sobie ludzi, z którymi idziemy przez życie. Uważam, że to jest bardzo fajne.

Widziałem dużo cierpienia, złości i smutku, bo ludzie czuli, że są na siebie skazani. Wiązała ich krew, a nie lubili się prywatnie. Ale tkwili w przekonaniu, że pomimo to trzeba spędzać ze sobą czas. A można by zaoszczędzić dużo przykrości, krzywd, smutku, gdyby popatrzeć na to z innej perspektywy, gdyby zastanowić się, czy to rzeczywiście tak musi być. Wydaje mi się, że o tym, czy jesteśmy rodziną, bardziej decyduje to, czy jesteśmy na tyle dojrzali, by stworzyć fajną relację, w której to dziecko będzie mogło wzrastać.

To jak to jest z tymi Gruzami? Każdy z nich widzi rodzinę w inny sposób?

- Tak. I wydaje mi się, że reżyser Alek Pietrzak chciał pokazać, że mimo tego, że jesteśmy rodziną, to każdy z jej członków może mieć odrobinę inne postrzeganie tego, co za rodzinę uważamy. Ale w tym wszystkim chyba najważniejsze jest nawiązanie dialogu, spotkanie się na pewnej płaszczyźnie i - pomimo tych różnic - dogadania się.

Są Gruzowie soczewką polskiego społeczeństwa? Postaw, osobowości, patrzenia na życie?

- Raczej obrazują pewną nową myśl, która się klaruje w społeczeństwie, że jako rodzina nie jesteśmy na siebie skazani. To jest zły punkt wyjścia. Powinniśmy chcieć ze sobą spędzać czas, a nie czuć, że jesteśmy w jakiś sposób do tego zmuszeni. Myślę, że zaczynamy bardziej kierować się w życiu tym, czy kogoś lubimy, nie czy kogoś kochamy. Gruzowie rodziną naszych czasów? Czemu nie? My jesteśmy przyzwyczajeni do myślenia, że co by się nie działo, musimy trzymać się razem. A rodzina też ma swoją dynamikę w tych czasach. I nie może pozostać archaicznym tworem sprzed stu lat, musi ewoluować i dopasowywać się do tego, co ją otacza.

'Czarna owca'
'Czarna owca' Fot. Jarosław Sosiński / Next Film

W takim razie to jest film o kompromisach, czy przeciwnie, o podążaniu własną drogą i trzymaniu się wreszcie swoich zasad?

- Według mnie to film o tym, że jeżeli konsekwentnie podążamy własną drogą, by odkryć, kim jesteśmy, na czym nam w życiu zależy i o co nam w tym wszystkim chodzi. To często na końcu czeka nas właśnie fajny kompromis, który nie jest wypadkową jakiegoś przymuszania się do tego porozumienia. Jeśli ktoś dba, by w środku czuć się szczęśliwym, buduje swoje szczęście, to ono zaczyna promieniować. I może oznaczać też szczęście naszych bliskich.

To kto w ogóle w rodzinie Gruzów jest czarną owcą?

- Jedna, dwie, trzy osoby? Może żadna? A może wszyscy są czarnymi owcami? Zostawię to do oceny widzom.

Ty grasz youtubera. Na co dzień YouTube cię jakoś pasjonuje? Śledzisz, subskrybujesz? A może sam masz kanał?

- To stały punkt żartów ze mnie wśród znajomych. Zdarza mi się zagrać hakera, youtubera, człowieka uzależnionego od gier komputerowych, a ja pierwszy komputer dostałem w wieku 13 lat, kiedy byłem zagrożony z informatyki. Nie wiedziałem, jak się go włącza komputer. O, taki ze mnie youtuber. Ale przez tę rolę postanowiłem po roku wyciągnąć z szafki laptopa i oddać go do naprawy, żeby chociaż było, że mam sprawny komputer. Na co dzień korzystam z internetu, głównie by być na bieżąco z nowościami serialowymi, filmowymi. Ale też trochę dlatego, by uniknąć syndromu FOMO [fear of missing out - lęk przed tym, co nas omija - red.], choć nigdy nie miałem problemu, by na kilka dni włączyć tryb samolotowy. Dobrze mi się korzysta z nowoczesnych mediów, są narzędziem zdobywania wiedzy, kontaktowania się ze znajomymi z zagranicy. Ale jeśli miałbym stworzyć jakiś bardziej wyrafinowany dokument w Wordzie, to raczej dzwonię do kolegi.

Czarna owca
Czarna owca Fot. Jaroslaw Sosinski

Czyli poszedłeś na totalny żywioł, tworząc postać Tomka?

- Zdawać by się mogło, że na sto osób branych pod uwagę jeśli chodzi o rolę Tomka, to ja byłem tą najmniej zorientowaną, jeśli chodzi o YouTube, internet itd. Więc to było dla mnie świetne wyzwanie, by zagrać to wiarygodnie, musiałem poświecić trochę czasu, pooglądać te kanały, zapoznać się z youtuberami. I otworzył się przede mną kompletnie nowy świat. Byłem w szoku, jak to się pozmieniało. Uderzyło mnie też, że to jest ciężki kawałek chleba. Nie ma może nic trudnego w tworzeniu takiego kanału przed miesiąc, dwa, trzy. Ale jeśli jest się youtuberem 4-5 lat, i chce się być na topie, to jest to naprawdę ciężki orzech do zgryzienia, by to robić z jakimś przekazem, bo nie mówię tu o żadnych patologicznych treściach.

Zatem ty się od Tomka też czegoś nauczyłeś?

- No jasne. I to jest coś, co mnie w tym zawodzie tak bardzo kręci. Zawsze jak zaczynam przygotowania do kolejnej roli, to jest to dla mnie kawał nauki. I te postaci, te przygotowania sprawia, że poszerzają się we mnie przestrzenie duchowe, intelektualne. Nazywam to rozciąganiem się w środku.

Z Tomkiem jest tak, że on nie chce, ale musi dorosnąć? Czy właśnie chce i tego potrzebował?

- Młody mężczyzna, który chciałby dorosnąć, ale nie do końca wie, jak to zrobić. Ale teraz coraz częściej dajemy sobie czas na poszukiwanie tej właściwej drogi dojrzewania. I jeśli już się ją znajdzie, można dojrzeć bardzo szybko, w kilka tygodni. Chodzi o to, żeby znaleźć sposób na siebie. Cieszy mnie, że odchodzimy od takiego rozumowania, że do pewnego wieku trzeba mieć dziecko, do pewnego wieku trzeba mieć ślub. Cieszę się, że widzę coraz więcej par, które nie czują się zmuszane do spełniania oczekiwań społeczeństwa. Tylko zaczynają myśleć: czy już jesteśmy na to gotowi, czy w ogóle tego chcemy? Tomek też tej drogi szuka, a może niejako przez to, co go spotyka, życie samo wprowadza go na tę ścieżkę. Z drugiej strony Tomek trochę się też boi. I dlatego ucieka w jakąś zabawę, żart, niefrasobliwość. Ale pomaga mu samo życie.

Ty już takiego bohatera grałeś: który szybko, bardzo szybko musiał dorosnąć. Czy wręcz zabrano mu młodość. Mówię o Alku z "Kamieni na szaniec".

- To jest bardzo bolesna przestrzeń w mojej duszy, gdy czytam o losach chłopaków z Szarych Szeregów. I pewnie kiedyś do tej przestrzeni będę musiał wrócić i z nowymi siłami się jej przyjrzeć. Dotknąłem historii ludzi, którzy w wieku 17-18 lat byli dużo dalej w samorozwoju i dojrzałości niż ja jako 30-latek teraz jestem. Jeśli chodzi o Alka, Rudego, Zośkę, to jest to chyba jedyna rzecz w moim życiu zawodowym, którą gdzieś odsunąłem, bo jest zbyt prawdziwa. Ci ludzie naprawdę żyli, walczyli i umierali, dlatego dałem im w sercu i w duszy miejsce, do którego nie zaglądam zawodowo.

Wcieliłeś się też w generała Kazimierza Sosnkowskiego w "Piłsudskim". Fascynuje cię historia?

- Tak, ale chyba dlatego, że trafiłem na nauczyciela, który pokazał mi, że historia to nie tylko suche fakty. To też ludzie, tacy jak my, tylko w odrobinę innych czasach. Nie patrzę na historię jak na pomniki czy nagrobki, ale na żywych ludzi, którzy podejmowali decyzje, często tragiczne. I wtedy ta historia zaczyna być naprawdę ciekawa. Choć w dużej mierze zależy od tego, kto ją opowiada. Dlatego staram się poznawać ją z różnych perspektyw.

I teraz chyba wziąłeś udział w jeszcze jednej historycznej wycieczce filmowej, bo zagrałeś razem z Włodzimierzem Pressem czyli Grigorijem Saakaszwilim.

Włodzimierz Press w filmie 'Czarna owca'
Włodzimierz Press w filmie 'Czarna owca' Fot Jaroslaw Sosinski / TVN

- To było niesamowite, bo ja oglądałem „Czterech Pancernych" u babci, na czarno-białym telewizorze z trzema kanałami. I Grigorij to była moja ulubiona postać! Tak że spotkanie było nieprawdopodobne. Włodek jest niesamowitym człowiekiem, z energią, bardzo mnie zainspirował do tego, jak bardzo można być młodym człowiekiem bez względu na PESEL. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że Włodek Press jest ode mnie młodszy przynajmniej o połowię.

Jedną z popisowych sztuczek Tomka i dziadka Walentego w „Czarnej owcy" było znikanie w takim ogromnym zielonym koszu. Dziadek zamykał za sobą klapę i znikał. Pomyślałem, że ostatnim razem, gdy widziałem, jak Włodek zamyka za sobą klapę, to był właz czołgu, a ja siedzę u babci przed telewizorem. A teraz stoję na planie i Włodek raz jeszcze zamyka za sobą właz.

Czarna Owca (Polska, 2021), reż. Aleksander Pietrzak, wyst. Arkadiusz Jakubik, Magdalena Popławska, Kamil Szeptycki, Włodzimierz Press, Anna Cieślak. Dystr. Next Film

Więcej o: