• Link został skopiowany

Hanka Bielicka była kolorowym ptakiem PRL-u. Bawiła tłumy, prywatnie wybrała samotność. Przez tragedię miłosną otarła się o śmierć

Mówiła, że "jeszcze Polska nie zginęła, póki się śmiejemy". Na scenie zarażała humorem, słynęła z ciętego dowcipu. W nieodłącznym kapeluszu, ubrana zawsze jak przedwojenna dama, była kolorowym ptakiem PRL-u. Ale życie Hanki Bielickiej wcale nie było zawsze tak pogodne i kolorowe, jak mogłyby na to wskazywać jej pogoda ducha i humor.
Hanka Bielicka
W. STEIN / W. STEIN/East News

Fani jak Polska długa i szeroka pękali ze śmiechu, słuchając, jak w "Podwieczorku przy mikrofonie" monolog prowadzi Dziunia Pietrusińska. Najsłynniejsza rola charakterystycznej pańci to kwintesencja błyskotliwego humoru Hanki Bielickiej. Ale choć aktorka na scenie zarażała śmiechem, w życiu prywatnym była zdecydowanie bardziej wyciszona. W historii artystki nie brakuje osobistych tragedii. Bliskich straciła w czasie wojny, nigdy nie znalazła szczęścia w miłości, miała za sobą nawet próbę samobójczą. Jednak o smutkach Hanka Bielicka zawsze opowiadała z przymrużeniem oka. Mimo to, choć uwielbiana przez tłumy, pod koniec życia była bardzo samotna.

"Amantek grać panna nie będzie"

Anna Weronika Bielicka, jak naprawdę nazywała się artystka, przyszła na świat 9 listopada 1915 roku. Jako dorosła kobieta mówiła, że zamiłowanie do podróży zawdzięcza temu, iż urodziła się w drodze. Rodzice dziewczynki uciekali z Łomży przed I wojną światową. Kiedy matka dziewczynki zeskoczyła z wozu w trakcie postoju, poczuła pierwsze skurcze. Dalsza tułaczka z niemowlęciem nie wchodziła w grę, dlatego państwo Bieliccy postanowili znaleźć zatrudnienie tam, gdzie się aktualnie znajdowali. Na szczęście właściciele majątku w Połtawie na Ukrainie potrzebowali pomocy. Ojciec małej Ani został koniuszym, a jej matka garderobianą. To po niej artystka odziedziczyła gust i wyczucie stylu. Po zakończeniu wojny rodzina przeniosła się do Łomży, gdzie babka Ani miała kamienicę. Dziewczynka była wychowywana silną ręką, w imię przedwojennych zasad etykiety, dobrego wychowania i elegancji. I choć wkrótce życie miało się odwrócić o 180 stopni, Bielicka w wywiadach przyznawała, że szczęśliwe dzieciństwo i wpojone zasady zostały w niej na zawsze.

Miałam bardzo szczęśliwe dzieciństwo – przyznawała w magazynie „Integracja”, pytana, skąd czerpie swoją siłę i niekończące się pokłady optymizmu. – To azyl, do którego zawsze można się odwołać, kiedy jest człowiekowi ciężko

Szybko okazało się, że Ania ma talent aktorski i komediowy – potrafiła rozśmieszyć każdego. Ojciec dorastającej panny był jednak bardzo przeciwny, by jego córka zdawała do szkoły aktorskiej. Uważał, że występy na scenie nie są odpowiednim zajęciem dla panienki z dobrego domu, a szkoła teatralna to, skupiające podejrzany element, "bagno". Jego obawy rozwiał ksiądz, który poproszony o radę, co z niesforną panną zrobić, miał powiedzieć, że "złego kościół nie naprawi, a dobrego karczma nie popsuje". Ojciec zgodził się więc na wyjazd córki do Warszawy, gdzie miała uczyć się w szkole teatralnej. Tam artystka, która zdecydowała się posługiwać imieniem Hanna, na wstępie usłyszała słowa: "Amantek panna grać nie będzie". "Gdyby przyszło pani do głowy grać Ofelię, to radzę już w pierwszym akcie iść do zakonu, bo inaczej widzowie skonają ze śmiechu" – dodał jeden z wykładowców, Aleksander Zelwerowicz. Dyplom otrzymała tuż przed wybuchem wojny, następnie świeżo upieczeni absolwenci całą grupą przenieśli się do Wilna, by zahaczyć się w jednym z teatrów. To najprawdopodobniej uratowało Bielickiej życie. Jako jedyna z rodziny wyszła cało z wojennej zawieruchy. Ojciec artystki został wywieziony na północ Rosji i nigdy stamtąd nie powrócił. Matka i siostra zmarły w Kazachstanie, braci ciotecznych zamordowano w Katyniu.

Hanka Bielicka
Hanka Bielicka TRICOLORS / TRICOLORS/East News

Wierząca, nie praktykująca

"Mężczyzn kochać nigdy nie potrafiłam. Zresztą, nigdy nie miałam do nich szczęścia. Wszyscy ode mnie uciekali" – powiedziała w jednym z ostatnich wywiadów Hanka Bielicka. Mimo to dość wcześnie wyszła za mąż. Jej wybrankiem został kolega – aktor Jan Duszyński. Jedna z wersji mówi, że kiedy grupa aktorów przeniosła się do Wilna, Hanka była zmuszona ze względu na trudne warunki mieszkaniowe dzielić pokój i łóżko z Duszyńskim. Ponieważ kłóciło się to z jej konserwatywnym wychowaniem, miała powiedzieć, że "takie rzeczy to tylko po ślubie", a Duszyński zaproponował jej małżeństwo. Inni twierdzą jednak, że aktor chciał się z Bielicką ożenić już wcześniej, a do niej dopiero po czasie dotarło, że coś do niego czuje. Wiadomo jednak na pewno, że małżeństwo zakończyło się fiaskiem. Prawdopodobną przyczyną były zdrady, których dopuszczał się Duszyński oraz fakt, że Bielicka nie była namiętną żoną. "Jeżeli chodzi o seks, to ja jestem raczej wierząca niż praktykująca" – mówiła artystka na scenie, a w wywiadach nazywała samą siebie "półdziewicą": "Istniałam tylko od pasa w górę, a w dół to były zakazane rejony".

Być może jednak powodem małżeńskich problemów był fakt, że parę łączyła raczej przyjaźń niż głębsze uczucie. Bo kiedy Bielicka poznała Jerzego Baranowskiego, autora tekstów do "Podwieczorku przy mikrofonie", parę połączył namiętny romans. Problem polegał na tym, że mężczyzna już miał żonę. Obiecał jednak Bielickiej, że dla niej zdecyduje się na rozwód. Istotnie, rozwiódł się, tyle że dla innej – dużo młodszej, będącej z nim w ciąży kobiety. Hanka Bielicka bardzo przeżyła zawód miłosny. Próbowała nawet popełnić samobójstwo, na szczęście w porę ją znaleziono i odratowano. Później aktorka rozważała powrót do Duszyńskiego, ale były mąż zdążył się już związać z inną kobietą. Po doświadczeniu nieszczęśliwej miłości artystka przestała angażować się uczuciowo. Nigdy nie zdecydowała się na dzieci, bo, jak przyznawała w wywiadach, nie czuła instynktu macierzyńskiego i nigdy nie żałowała braku potomstwa. Skupiła się na karierze. To z niej i z uwielbienia fanów czerpała radość i siły do życia.

Barwny ptak PRL-u

Niezależnie od tego, czy w życiu prywatnym była szczęśliwa, czy przeżywała osobistą tragedię, na scenie Hanka Bielicka zawsze tryskała humorem i energią. Wychodząc na scenę, stawała się niejednokrotnie paniusią miejsko-wiejską. Podobnie było, gdy wcielała się w rolę Dziuni Pietrusińskiej, bohaterki radiowych pogadanek. Publiczność Hanka Bielicka bawiła też na scenach kabaretów, takich jak „U Lopka”, „Szpak”, „U Kierdziołka” czy „Siedem Kotów”. Rozświetlała PRL-owską rzeczywistość, komentując ją z typowym dla siebie poczuciem humoru i zawziętością, strzelając ciętym żartem w tempie karabinu maszynowego. Potrafiła się też śmiać z własnych słabości i wad, nigdy nie brakowało jej dystansu do samej siebie. Kochała ją publiczność stołecznego „Teatru Syrena”, ale Hanka Bielicka występowała nie tylko w miastach, ale też w małych miejscowościach, wszystkich zarażając swoją energią.

Zobacz wideo

Oprócz charakterystycznego poczucia humoru Hankę Bielicką wyróżniał także jej strój – przede wszystkim kapelusze. Artystka posiadała ogromną kolekcję fantazyjnych nakryć głowy, zawsze dobranych do stroju. Pytana o to, dlaczego zawsze je nosi, z humorem odpowiadała: "Dlatego, że mam krzywe nogi". Bielicka nosiła się jak przedwojenna dama, a nad jej wizerunkiem czuwał sztab ludzi. Przyznawała, że lubi, kiedy inni o nią dbają. Zatrudniała więc fryzjerkę, wizażystkę i gorseciarkę. Ubrania i nakrycia głowy zamawiała na miarę, wspierała utalentowanych rzemieślników. Buty – oczywiście tworzone specjalnie dla niej – kupowała u słynnego warszawskiego szewca Jana Kielmana. Jej modowy wizerunek w dużej mierze stworzyła związana z legendarną Modą Polską przyjaciółka – Irena Puget. To ona wspierała Bielicką w niełatwym zadaniu kompletowania wyszukanych strojów w trudnych czasach PRL-owskich niedoborów.

Ekscentrycznych strojów i fantazyjnych nakryć głowy Hanka Bielicka nie bała się nawet pod koniec życia. I nawet kiedy zaczęły się pojawiać problemy ze zdrowiem – w ostatnich latach kariery Bielicka prawie całkowicie straciła wzrok – na scenie nie pokazywała, że cokolwiek jej dolega. Do końca dawała z siebie wszystko. W udzielonych pod koniec życia wywiadach Bielicka mówiła, że nie obawia się starości.

Hanka Bielicka
Hanka Bielicka TRICOLORS / TRICOLORS/East News
Biologicznie jestem przygotowana na wszystko, również na śmierć. (...) Nie chcę, żeby przyszedł taki moment, w którym będę żałowała, że tak długo żyję. Życzę sobie, żebym nie wzbudzała litości i współczucia, żebym do końca życia była – to może za duże słowo – atrakcyjna – mówiła Bielicka w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów"

U schyłku życia Hanka Bielicka mieszkała sama, za jedyne towarzystwo mając gosposię.

Im dalej się posuwam w bawieniu ludzi, tym bardziej jestem zamknięta i osamotniona z wyboru. Szczęśliwa, gdy się wszystkie drzwi zamykają i tylko ptaki ćwierkają za oknem. Prywatnie nigdy nie opowiadałam dowcipów. Nie chodzę na przyjęcia. Nie cierpię komplementów – wyznała w jednym z wywiadów
Hanka Bielicka
Hanka Bielicka TRICOLORS / TRICOLORS/East News

Hanka Bielicka zmarła 9 marca 2006 roku z powodu tętniaka aorty.

Więcej o: