Grammy to w świecie muzyki odpowiednik Oscarów. Kategorii jest mnóstwo, nominowanych jeszcze więcej, a zdobywcy charakterystycznej statuetki z gramofonem zapisują się na zawsze na kartach historii. Brzmi to nieco górnolotnie, ale umówmy się, choć uroczystość jest elegancka, większość artystów ze świata muzyki pop czy rap niewiele ma wspólnego z wyrafinowanym wizerunkiem, do jakiego dążą choćby gwiazdy kina. Jeśli nie do końca wiecie, o co tyle szumu i kim obecnie ekscytuje się świat, oto krótki przewodnik po najważniejszych osobowościach muzycznych 2019 roku. Jeśli wiecie, tym lepiej, możecie być z siebie dumni.
31-letnia artystka z Detroit zdecydowanie prowadzi w nominacjach. Może dostać aż osiem nagród, jest nominowana w najważniejszych kategoriach, takich jak "Płyta roku" czy "Nagranie roku". O swoje miejsce w show-biznesie walczyła od 2010 roku, ale 2019 był dla niej czasem szczególnym. Magazyn "Time" obwołał ją artystką roku, jej występ na BET Awards 2019 przeszedł do historii. Genialna oprawa, charyzma, a do tego kawał głosu i świetny tekst.
Właśnie zrobiłam test DNA, wyszło, że w stu procentach jestem 'tą suką' - zaczyna Lizzo utwór, który ma szansę zostać piosenką roku.
To początek, a potem jest twerk podczas gry na flecie. I owacje na stojąco od zachwyconej Rihanny, co nie zdarza się często. Jeśli chcecie zrozumieć fenomen Lizzo, zobaczcie po prostu, jak swoją osobowością zdobywa publiczność:
Poza tym że to genialna performerka, dziewczyna, która wie, co chce przekazać i wykształcona muzycznie flecistka, Lizzo jest chodzącą demonstracją podejścia body positive. Nie chodzi o to, że paraduje po scenie w majtkach i gorsecie, choć jej figura nie wygląda jak z okładek kolorowych magazynów. Na plaży chętnie pozuje fotografom w skąpym bikini, widać, że w swoim ciele czuje się świetnie i to własnie przekazuje kobietom. Nie jest perfekcyjna jak Beyoncé, nie jest rozseksualizowana jak Cardi B. Jest prawdziwa, a to się czuje.
Lizzo reprezentuje coś nowego. Jej brzmienie jest niesamowicie pozytywne i chwytliwe - opisywał artystkę "Time". - Łączy pop, rap, R&B w piosenkach tak wpadających w ucho, że czujesz, jakbyś znał je od zawsze. Jej słowa są zabawne i ważne.
Również to, co artystka mówi w wywiadach, jest znaczące, szczere, daleko jej do produktu wytwórni. Lizzo nie ma problemów z opowiadaniem, że nie zawsze było u niej kolorowo.
Doświadczyłam poczucia braku szczęścia. Nie czułam się dobrze w swoim ciele. Nie czułam się seksowna, nie wiedziałam, jak to się skończy - mówiła w "Time". - Były chwile, że wychodziłam na scenę i myślałam: 'Nie dam rady, rozpłaczę się'. Czasem pomagała mi publiczność. Aż w końcu pomyślałam, że muszę po prostu zakochać się w moim ciele.
Tak zrobiła, a potem zakochał się w niej świat. Piękne i takie "proste".
Billie Eilish w przeciwieństwie do Lizzo jest w Polsce świetnie znana. Uwielbiają ją nastolatki, jej piosenki grane są w klubach i popularnych rozgłośniach radiowych. Chyba najbardziej znany hit, czyli "bad guy", ma w serwisie YouTube 728 milionów wyświetleń.
Billie otrzymała sześć nominacji, nie została pominięta w żadnej z najważniejszych kategorii, wydaje się, że nagrodę dla "najlepszego nowego artysty" w garści, bo o żadnym z pozostałych artystów nie było w tym roku tak głośno jak o niej.
Te gwiazdy rozstały się z partnerami. Bolało, owszem, ale hity o złamanym sercu dały im popularność:
Na czym polega jej fenomen? Billie jest inna, oryginalna i prawdziwa, ludzie jej wierzą. Cierpi na zespół Tourette'a, przez napady lęków uczyła się w domu, nie ukrywa, że miała problemy z nawiązaniem kontaktu z rówieśnikami. Nastolatka na swój koncert na festiwalu Coachella spóźniła się niemal godzinę, wszystko przez to, że nie mogła przełamać się i wystąpić przed tak wielką publicznością.
Płyta, która dała jej tyle nominacji, została nagrana w pokoju w domu w Los Angeles, w którym mieszkała z rodzicami. Nierozerwalną częścią jej twórczości jest jej brat, Finneas O’Connell. Wraz z nim pisze dużą część tekstów i komponuje. I powstał krążek tak dziwny, że nikt nie mógł przejść obok niego obojętnie. Trochę mroczniejsza wersja Lany Del Rey, trochę uspokojone Die Antwoord, a do tego pokręcone teledyski, w których Eilish przeraża i fascynuje.
Billie jest zbuntowana, lekko zblazowana, ukrywa się pod workowatymi ubraniami unisex. Do jej fanów należy Thom Yorke z Radiohead, który parokrotnie wymieniał nastolatkę jako jedną z najbardziej interesujących osób w przemyśle muzycznym. Był nawet na jej koncercie z córkami. Media rozpisywały się o tym, że po występie poprosił o wejście za kulisy, by porozmawiać z wokalistką.
Jesteś jedyną osobą, która robi dziś coś ciekawego - miał jej powiedzieć.
Ogłoszono już, że Eilish zaśpiewa piosenkę do najnowszego filmu o Bondzie. Dołącza tym samym do takiego grona artystów jak Adele czy Tina Turner. Całkiem nieźle jak na dziewczynę, która nigdy nie chciała być sławna.
Lil Nas X. Może sama ksywka nie mówi wam za dużo, bo "Lil" nazywa się obecnie chyba co drugi raper. Ale Montero Lamar Hill, bo to on ukrywa się pod tym pseudonimem, różni się od nich niemal wszystkim, a na pewno tym, że trudno nazwać go kolejnym raperem. Hit, który sprawił, że poza sześcioma nominacjami do Grammy, "wygrał" w tym roku niemal wszystko (i nie chodzi tylko o nagrody), to "Old Town Road". Jeśli nie znacie, szybko nadróbcie, bo to naprawdę świetny kawałek.
Piosenka królowała na pierwszym miejscu listy Billboard Hot 100 przez 19 tygodni, dzięki czemu ten nikomu wcześniej nieznany 20-latek pobił rekord ustanowiony przez samą Mariah Carey. Lil Nas stworzył utwór mniej więcej rok temu i udostępnił go najpierw w aplikacji TikTok. Do piosenki łączącej w sobie country i trap tańczyła na Instagramie córka Kim Kardashian i Kanye Westa, utwór zaczął podbijać social media, a do Lil Nasa dołączył legendarny muzyk country (oraz ojciec Miley Cyrus), Billy Ray Cyrus. Piosenka uzależnia, w świetnym klipie wystąpiły gwiazdy muzyki, a diwa sama pogratulowała debiutantowi sukcesu:
To idealna historia współczesnego Kopciuszka w branży muzycznej - pisał o Lil Nasie magazyn "Vice". - On zdominował 2019 rok. W ostatnim czasie nie było artysty, który tak szybko zdobyłby tak wysoki szczyt.
To prawda, bo zanim raper (trudno właściwie zaklasyfikować Lil Nasa do konkretnego gatunku, ale zazwyczaj nazywany jest raperem) osiągnął sukces, mieszkał razem z siostrą w ciasnym mieszkaniu i borykał się z problemami finansowymi. Kilka tygodni temu pokazał na Twitterze nagranie, które przedstawiało, jak żyje teraz, a co pokazywał dokładnie rok wcześniej, kiedy w starym T-shircie i małym pokoju jadł pizzę chwilę po napisaniu utworu, który miał zmienić jego życie.
Ale nie myślcie, że żyje teraz jak inni raperzy, otoczony kobietami i zatracający się w wysokim mniemaniu o sobie. Lil Nas otwarcie mówi o swoim homoseksualizmie, co w świecie muzyki hip-hopowej nadal stanowi tabu (to jednak kultura oparta, delikatnie mówiąc, na stereotypowych rolach, a nieco mocniej - na seksizmie). Przyznaje, że miał z orientacją problemy, że "modlił się, by ta faza minęła". A to niejedyny trudny wycinek jego życia. Rok temu walczył z uzależnieniem swojej matki od alkoholu i narkotyków.
Nigdy nie mówię o mojej mamie. Jest uzależniona, przez co nasza relacja nigdy nie była bliska. Próbowałem jej pomóc, ale to się nigdy nie udało. Ale bardzo ją kocham.
Lil wspominał też, że w 2018 roku odeszła jego ukochana babcia, ocierał się o narkotyki, ludzie, z którymi się przyjaźnił, ginęli, a on sam wciąż odczuwał i, jak podkreśla, odczuwa samotność. Twierdzi, że pieniądze go nie zmieniły i gdy patrzy się na jego Twitter czy Instagram, można uwierzyć, że jest tak naprawdę. Nadal wydaje się zwykłym 20-latkiem, który jednak sprane T-shirty zamienił na białe (sztuczne) futra, a zdjęcia z pizzą na ujęcia z Kanye Westem.
Uroczyste rozdanie nagród odbędzie się w niedzielę 26 stycznia, czyli we wczesny poniedziałkowy ranek czasu polskiego. Oprócz trojga faworytów, na liście tych, którzy mają największe szansy na nagrody, są weterani sceny muzycznej, tacy jak Ariana Grande, Taylor Swift czy Post Malone.
"Wielka trójka" tego roku to osoby, które w niczym nie przypominają gwiazd, które królowały jeszcze 10 lat temu. Nie pracują ze sztabem specjalistów od wizerunku czy ruchu scenicznego, wiadomo, że wytwórnie w nich inwestują, ale nie da się ukryć, że to kariery budowane na osobowościach. Każdy z nich może być idolem, bo każdy ma do zaoferowania swoim fanom całkiem sporo. Szczerze mam nadzieję, że skończyły się czasy "produktów", którym były gwiazdy pop w stylu Britney Spears czy którym stawali się zdolni nastolatkowie jak Justin Bieber. Różnorodność, szczerość i fajna muzyka - tego nam potrzeba.
Justyna Michalska