Olga Bończyk w 2001 roku zyskała angaż w "Na dobre i na złe". Serial, który emitowany jest od 1999 roku do dziś, nadal cieszy się sporą popularnością, choć obsada produkcji znacząco się zmieniła. Aktorka przez dziewięć lat odgrywała rolę Edyty Kuszyńskiej, anestezjolożki na Oddziale Ratownictwa Medycznego. Bohaterka uwodziła Kubę Barskiego, lekarza, w którego wcielał się Artur Żmijewski. Okazuje się, że przez to Bończyk spotkały nieprzyjemności w życiu prywatnym.
Dla wielu seriale stają się niezwykle ważną częścią życia, o czym Olga Bończyk mogła się doskonale przekonać. Wszystko przez serialową Edytę Kuszyńską, która starała się uwieść kolegę po fachu. - W czasach, gdy grałam wątek Edyty, moja bohaterka uwodziła doktora Burskiego. Rzeczywiście był bardzo silnie i tak krwiście pisany. Ten wątek to pamiętam, bo bardzo często zwłaszcza panie zaczepiały mnie na ulicach i strofowały - opisywała aktorka w rozmowie z "Faktem".
Mówiły, że to niegodne, żeby rozbijać rodzinę, żebym dała sobie spokój, żebym sobie znalazła innego, że przecież Kuba Burski, grany przez Artura Żmijewskiego, ma rodzinę, ma żonę Zofię i to wszystko jest niemoralne
- wyjawiła. - Najczęściej panie odchodziły, grożąc mi paluszkiem, a zza węgła wychodził mąż, podchodził i cichutko mówił: "A ja pani powiem, pani Olgo, ja się temu Kubie dziwię, że nie rzuca żony". Więc panie swoje, panowie swoje - wspomniała.
Inne sytuacje z pewnością bardziej bawiły, niż były nieprzyjemne. Aktorka wspomniała w wywiadzie dla "Faktu" również o momentach, gdy ludzie prosili ją o poradę lekarską. Musiała wówczas tłumaczyć, że Edyta to postać fikcyjna, a szpital w Leśnej Górze to tylko plan zdjęciowy. - Uwielbiamy się leczyć, uwielbiamy chorować i lubimy się dokształcać, jak wychodzić z danych chorób. Można pokochać grających role aktorów i zobaczyć siebie na tym łóżku albo w poczekalni. Empatyzować czy to z pacjentem, czy to z jego rodziną. Polacy uwielbiają się leczyć, kupować dużo lekarstw, bo my wiemy, jak się leczyć, czy to ziołolecznictwem, czy też u znachorów, czy też po prostu wypełniamy wszystkie przychodnie kolejkami do różnych specjalistów, bo chcemy wiedzieć w razie czego na zapas. Często jest tak, że przychodzimy do lekarza i lepiej od niego wiemy, co nam jest - zauważyła Bończyk.