Na portalu Goniec.pl ukazała się czwarta część śledztwa w sprawie Krzysztofa Rutkowskiego, który w 2017 roku został skazany m.in. za bezprawne prowadzenie działalności detektywistycznej. Tym razem opisano historie kilku kobiet, których dzieci zaginęły za granicą.
Jak podaje Goniec, Leokadia T. miała zgłosić się do Krzysztofa Rutkowskiego z prośbą o pomoc odnalezienia córki w Stanach Zjednoczonych. - Już w czasie pierwszej rozmowy telefonicznej powiedział: "to niech pani szybko przyjedzie z tymi pieniędzmi, bo ja niedługo będę w Nowym Jorku w innej sprawie, to przy okazji i pani sprawę załatwię'" - cytuje portal słowa kobiety. 70-latka miała zapłacić za pomoc trzy tysiące dolarów. Po spotkaniu, które miało miejsce w lutym, Rutkowski miał polecieć do Stanów Zjednoczonych. Kobieta próbowała się z nim skontaktować, ale ten, według ustaleń Gońca, rzekomo zgodził się na rozmowę dopiero w momencie, gdy dowiedział się, że Leokadia T. została wezwana na przesłuchanie w sprawie jego nielegalnej działalności. - Powiedział wtedy: "niech się pani nie martwi, ja byłem w USA, rozmawiałem w tej sprawie, ale córki nie widziałem" i powiedział mi nazwisko jakiegoś faceta, z którym córka miała rzekomo być - czytamy. Rutkowski miał znaleźć hotel, w którym przebywała córka Leokadii. Goniec donosi, że po rozmowie zalecił kobiecie zgłoszenie sprawy na policję, co pozwoliłoby mu skontaktować się z FBI. Później kontakt z nim całkowicie się urwał.
Niedługo po rozmowie poszkodowana miała dowiedzieć się o aresztowaniu Rutkowskiego. Córka 70-latki szczęśliwie się odnalazła. - Okazało się, że nikt tam do USA nie przyjeżdżał. Żadnego z tych nazwisk, co on mi podał, córka nie potwierdziła, nie znała. Ja dziś jestem przekonana na 100 proc. że żadne czynności nie zostały podjęte. Te rzeczy, o których Rutkowski mi mówił, nie zgadzały się z tym co mi powiedziała córka - cytuje słowa kobiety Goniec.
Goniec podzielił się również historią Marii L., która miała zlecić Rutkowskiemu poszukiwania syna w Londynie. - Powiedziałam, że chcemy odszukać Jakuba. On przyjął to zlecenie i prosił o kontakt w celu uzgodnienia terminu spotkania, na którym podpisana zostałaby umowa. (...) Podpisałam umowę i wpłaciłam pieniądze w kwocie 12,2 tys. zł. W umowie zlecałam odnalezienie Jakuba L. - przytacza słowa kobiety Goniec. Po wpłacie środków kontakt miał się urwać. Chłopak ostatecznie się odnalazł. - Bratowa chciała zadzwonić do pana Rutkowskiego, że chłopak się znalazł. Rutkowski wpadł w słowo mojej bratowej, że dzwonił do wicekonsul, a ona złoży zawiadomienie na policję, przy czym ona już dzień wcześniej wiedziała, że bratanek się odnalazł, co dowodzi, że pan Rutkowski kłamał. Napisałam pismo do pana Rutkowskiego, żeby zwrócił nam minimum połowę sumy. Pan się nie odezwał - czytamy na portalu.
W Londynie miał zaginąć również syn Hanny Z. Kobieta skontaktowała się z Rutkowskim. Zlecenie miała przyjąć jego prawa ręka odpowiedzialna za funkcjonowanie warszawskiej filii firmy. Z ustaleń Gońca wynika, że od Hanny Z. pobrano 12,2 tys. złotych. Kontakt z agencją miał być bardzo utrudniony. - Była taka sytuacja, że przekazałam informację agencji, że znajoma widziała syna w Londynie w okolicach dworca Victoria. Rutkowski miał to sprawdzić. Podałam telefon do znajomej. Uzyskałam informację, że byli, rozmawiali w Londynie, ale później, po konfrontacji z tą znajomą, okazało się, że niczego takiego nie było - cytuje słowa kobiety Goniec. Według doniesień portalu kobieta zażądała sprawozdania z działań, ale rzekomo miała otrzymać jedynie mało przydatne informacje. Do czasu procesu Rutkowskiego zaginiony się odnalazł. Kobieta była pewna, że kontaktuje się z agencją detektywistyczną. - Do agencji doradczej nie szłabym pytać, jak szukać syna. Chodziło mi o jego odnalezienie - mówiła.
Napisaliśmy do Krzysztofa Rutkowskiego z prośbą o komentarz. Do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Rutkowski w wywiadzie z Jastrząb Post mówił wcześniej, że podjął działania dotyczące śledztwa dziennikarskiego Gońca. - Przygotowujemy czynności przeciwko Gońcowi dotyczące postępowania karnego i cywilnego. Autor artykułu przekazał wiele nieprawdziwych i kłamliwych informacji, niewykluczone, że działając na czyjeś zlecenie. Będziemy występować o odszkodowanie w wysokości 10 milionów złotych dla mnie i mojego biura - przekazał.