Temat emerytur gwiazd co jakiś czas pojawia się w mediach. Zdecydowana większość celebrytów narzeka na wysokość świadczenia i aby się utrzymać, musi nadal być aktywna zawodowo. Krzysztof Cugowski stwierdził kiedyś, że ze względu na niską kwotę przelewu z ZUS "będzie musiał śpiewać do śmierci". Z emerytury nie jest zadowolona także Mariola Bojarska-Ferenc. W rozmowie z Pudelkiem trenerka ujawniła jej wysokość.
Mariola Bojarska-Ferenc zalicza się do grona gwiazd, które nie mogą liczyć na wysoki przelew z ZUSu. Trenerka przyznała, że kwota emerytury nie wystarczyłaby nawet na pokrycie podstawowych wydatków. Dlatego też celebrytka nadal jest aktywna zawodowo. Bojarska-Ferenc utrzymuje jednak, iż praca jest jej pasją i wcale nie chciałaby z niej rezygnować.
Emerytura absolutnie, by mi nie starczyła. Ja mam z 1800 złotych tej emerytury. Dzisiaj z mężem się śmialiśmy, że nawet za prąd byśmy nie zapłacili, także oczywiście, że nie. Pomijając pieniądze, ja pracuję dlatego, bo to kocham. Ja nie jestem kobietą, która lubi leżeć i pachnieć. Mnie nauczono, że trzeba być czynną kobietą
- wyjawiła w wywiadzie dla Pudelka.
Emerytura Marioli Bojarskiej-Ferenc nie jest wcale tak niska w porównaniu do świadczenia Manueli Gretkowskiej. Pisarka jakiś czas temu zdradziła, że dostanie z ZUSu niecałe 45 złotych. "Nie przysługuje mi nic, dla mojego kraju jestem przecież darmozjadem. A wkład w kulturę się nie liczy. Nieważne, że od 30 lat, żyjąc z książek, płacę podatki. Chociaż wydałam 30 książek, nie przysługuje mi ubezpieczenie, chorobowe ani pisarska emerytura - żaliła się w rozmowie z portalem NaTemat.pl. Artystka nie zamierza jednak załamywać się wysokością emerytury. Jakiś czas temu postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i zdobyła uprawnienia glazurnika. "Na szczęście jestem kobietą, która żadnej myśli ani tym bardziej pracy się nie boi" - podsumowała optymistycznie.