Beata Tyszkiewicz uchodzi za prawdziwą damę polskiego kina. Choć od lat aktorka nie pojawia się już na ekranie, wszyscy pamiętają jej kultowe role, między innymi Izabeli Łęckiej w "Lalce" czy Elżbiety Gintułtówny w "Popiołach". Czy gwiazda zachowywała się jak dama również wtedy, gdy zgasły kamery? Małgorzata Pieczyńska po latach wyznała prawdę.
W środę 14 sierpnia Beata Tyszkiewicz skończyła 86 lat. Jakiś czas temu gwiazda przeszła na aktorską emeryturę, jednak jej role pozostaną w pamięci widzów na zawsze. Wystarczyło, żeby artystka choć na chwilę pojawiła się na ekranie i już kradła całą uwagę. Jako przykład może posłużyć tu film Juliusza Machulskiego "Kingsajz". Tyszkiewicz zagrała w nim epizodyczną rólkę, mimo to wypowiedziany przez nią tekst: "Wiktorio, nie kop pana, bo się spocisz!", zapisał się w historii polskiego kina. Gwiazda występowała również w serialu "Komediantka", gdzie spotkała na planie Małgorzatę Pieczyńską. Po latach aktorka zdradziła, jak pracowało się ze starszą koleżanką, która była wówczas u szczytu popularności.
Była cudowna, uwielbiana przez wszystkich, taka dobra i kochana. W tamtych czasach gwiazdorzenie było na porządku dziennym. Ona była wielką gwiazdą, a nigdy tego nie robiła. Była bardzo serdeczna i prosta w obejściu i to powodowało, że jeszcze bardziej była kochana i była jeszcze większą gwiazdą
- wspominała w rozmowie z "Super Expressem".
W rozmowie z "Super Expressem" Pieczyńska stwierdziła też, że praca na planie z Beatą Tyszkiewicz wiele jej dała. Aktorka wyznała, że dzięki starszej koleżance zrozumiała, że należy jednakowo traktować wszystkich członków ekipy, niezależnie od tego, jakie miejsce zajmują w hierarchii. "Ona nigdy nie gwiazdorzyła. Była dobra dla każdego: dla oświetlacza, dla garderobianej, dla ekipy, która wykonywała najdrobniejsze zadania na planie. Ona dla każdego miała czas, zawsze znalazła czas, by każdemu spojrzeć w oczy i z przyjaźnią i serdecznością odpowiedzieć na pytanie, zainteresować się drugim człowiekiem. Patrzyłam na to z podziwem" - wyjawiła.