Danuta Szaflarska była wybitną aktorką z imponującą filmografią. Widzowie jednak najbardziej zapamiętali jej występy w "Zakazanych piosenkach", "Pora umierać","Niemczy " czy "Barbara Radziwiłłówna". Artystka wystąpiła też w wielu spektaklach - zarówno tych teatralnych, jak nagrywanych na potrzeby teatru telewizji. Szaflarska urodziła się w 1915 roku, a zmarła 19 lutego 20217 roku, mając 102 lata. Z okazji rocznicy śmierci artystki, przybliżamy jej sylwetkę.
Danuta Szaflarska przeżyła nie tylko wojnę, ale też powstanie warszawskie, ukrywając się z mamą, niewiele ponad roczną córką (Marysia miała rok i trzy miesiące, kiedy wybuchło powstanie) oraz mężem, pianistą Janem Ekierem w piwnicach warszawskich kamienic. W czasie okupacji posługiwała się pseudonimem Młynarzówna albo też fałszywym nazwiskiem - Danuta Nowak. Była łączniczką Komendy Głównej Armii Krajowej. W trakcie wojny występowała w teatrze konspiracyjnym. Na przestrzeni lat aktorka wielokrotnie opowiadała o swoich traumatycznych wspomnieniach z czasów okupacji, by pozostawić świadectwo dla kolejnych pokoleń. Jej przeżycia były trudne, aktorka nie traciła jednak pogody ducha.
Miałam to szczęście, że nikt z moich najbliższych nie zginął ani nie został ranny, ale gdy przypominam sobie czas Powstania Warszawskiego, to trudno mi dziś zrozumieć, jak udało nam się przetrwać tę gehennę aż 63 dni. Okazuje się, że człowiek jest w stanie przywyknąć do wszystkiego. Nabiera z czasem jakiejś twardości, odporności. Miałam to szczęście, że byłam na południu śródmieścia. A była to część Warszawy niezdobyta przez Niemców aż do czasów kapitulacji
- mówiła w 2002 roku w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". - Pociski leciały mi koło głowy, ale myślę, że bardziej bym się bała, gdybym siedziała w piwnicy - wyznała w tym samym wywiadzie, podkreślając swoją rolę jako łączniczki w konspiracyjnym Biurze Informacji i Propagandy AK.
Aktorka wielokrotnie przyznawała, że czuwała nad nią opatrzność. W filmie Doroty Kędzierzawskiej "Inny świat" mówiła o tym, jak podczas powstania wybiegła z dzieckiem na rękach z domu na ulicy Polnej. W pewnym momencie przypomniała sobie, że w budynku został plecak, w którym był obrazek z wizerunkiem Matki Boskiej Ostrobramskiej. Aktorka wróciła się po niego. Chwilę później, w miejsce, w którym stała, uderzył pocisk, od którego zginęło osiem osób. Aktorka przyznała, że w niewytłumaczalny dla niej sposób często wyczuwała niebezpieczeństwo. Bliscy pytali ją, czy w danym miejscu będą bezpieczni.
Nie wiem, jak to się stało, ale przeczuwałam niebezpieczeństwo. Często przeprowadzałam labiryntem przejść ludzi… Zdarzyło się, że nagle krzyknęłam: - Stać! I za chwilę łomot padającego pocisku. Gdybyśmy wyszli - zginęlibyśmy. Czy się bałam? Bałam się bomb, szrapneli, granatów. Bałam się o mamę, która tak dzielnie mi towarzyszyła i opiekowała się Marysią. Bałam się o męża, który występował z koncertami
- mówiła w "Innym świecie".
Z kolei w podcaście udostępnionym przez Muzeum Powstania Warszawskiego możemy usłyszeć jeszcze inne wstrząsające wyznania Szaflarskiej. - Ja się nie bałam kul, one tak ładnie śpiewały koło głowy, jak blisko przelatywały, tak: tiu, tiu. Dlaczego nie bałam się kul? Wiedziałam, że jak mnie trafi, to zginę i już. Panicznie bałam się bomb i wszystkich tych pocisków, które rozrywały - artylerii, "krów", szrapneli, granatów i tak dalej - mówiła.
Aktorka wróciła też wspomnieniami do chwil, kiedy musiała wychodzić na ulice, po wodę. Wiedziała, że bez niej nie przeżyje, dlatego nie myślała wtedy o kulach. Na ulicy, na której była studnia, nie brakowało mogił. - Człowiek przyzwyczaił się do trupów i do śmierci. Siadaliśmy na grobach i opowiadaliśmy dowcipy. Dowcip na tragedię najlepszy - wyznała. W tej samej rozmowie z Grzegorzem Hanulą opowiedziała o tym, jak kolejny raz uniknęła śmierci. - Marszałkowska była pod stałym ostrzałem i nie tylko karabinów. Pamiętam, szłam kiedyś tam sama i się wciskałam w jakąś bramę, poleciały jakieś pociski. Najgorzej jak się jest samemu, nikogo dookoła pod takimi pociskami. Musiałam przejść. Zawsze miałam takie głupie szczęście. Pamiętam, że przebiegałam przez jakieś podwórko i grupa ludzi zaczęła machać. Stanęłam koło muru. Wtedy zaczęli krzyczeć. Okazuje się, że tam, gdzie stanęłam, gołębiarz każdego zabijał. Widocznie poszedł sikać. Nie było go - możemy usłyszeć na nagraniu.
Danuta Szaflarska w licznych rozmowach na temat czasów okupacji mówiła nie tylko o niebezpieczeństwach związanych z przemieszczeniem się po stolicy czy kolejnych wybuchających pociskach. Aktorka wspominała też o przejmującym głodzie, braku dostępu do leków, środków sanitarnych. "Nie miałam nic dla dziecka. Żadnej kaszki, kropli mleka. Przez dwa miesiące Marysia zjadła jedno jajko. Naszym pożywieniem były wytłoczyny z maku, pewna kobieta dała mi suche skórki od chleba. Cóż to był za skarb. W Wydziale Architektury dostałam talerz zupy z soczewicy! Coś pysznego! Moje dziecko od śmierci głodowej uratował chyba dar Ziemka Karpińskiego. (…) Dał mi puszkę z witaminami: Weź, to dla dziecka!" - wyznała Szaflarska w książce Barbary Wachowicz "Bohaterki Powstańczej Warszawy". Kiedy córka artystki zachorowała, pomógł lekarz, powstaniec "Wojtek", który zdobył jedzenie i leki. To dzięki niemu malutka Marysia przeżyła.
Danuta Szaflarska dwukrotnie wychodziła za mąż i dwa razy brała rozwód. Z pierwszym mężem Janem Ekierem doczekała się wspomnianej córki Marii. Para rozstała się po powstaniu warszawskim, ponieważ pianista miał oczekiwać od artystki, że zajmie się domem, a nie aktorstwem. Później wyszła za spikera radiowego Janusza Kilańskiego, któremu urodziła córkę Agnieszkę. Rozwiodła się z nim w 1960 roku. Sama Szaflarska wypowiadała się publicznie na temat niedanych małżeństw. "Moje związki nie przetrwały, ponieważ mężowie zakochiwali się i mnie zostawiali. Na początku myślałam: 'Trudno, przejdzie im'. Ale kiedy widziałam, że rodzi się coś poważniejszego, natychmiast się rozwodziłam, nie tolerowałam trójkątów małżeńskich, choć bardzo to przeżywałam. Gdyby była szansa naprawienia małżeństwa, tobym przeczekała. Ale nie było - wyznała w wywiadzie dla "Zwierciadła".