Mama Ginekolog, czyli Nicole Sochacki-Wójcicka, to dość polaryzująca osoba w mediach. Głośno zrobiło się o niej m.in., gdy przyznała, dlaczego nie zdała egzaminu ze specjalizacji czy też gdy była zamieszana w tzw. aferę kolejkową i wprost powiedziała, że czasem wpuszcza bez kolejki do gabinetu swoje znajome. Kolejne wyznanie Mamy Ginekolog także odbiło się głośnym echem w mediach, jednak tym razem nie ma ono nic wspólnego z jej zawodowym doświadczeniem.
2 stycznia Mama Ginekolog postanowiła pochwalić się, że do jej pękającej już w szwach od drogich torebek szafy dołączyła nowa zdobycz. Influencerka nagrała kilkunastominutowy live na Instagramie, w którym wyjaśniła, dlaczego zdecydowała się na zakup Lady Dior wartej, bagatela, ok. 30 tys. zł. - Irina zrobiła mi tutaj taki napis. To jest dobry symbol na nowy rok. Osiągniesz więcej, zarobisz więcej, tu jest miejsce dla twojej nowej torebki - otworzyła się influencerka, pokazując miejsce w szafie z rzeczoną kartką. Dalej Sochacki-Wójcicka przeszła do odpakowywania nowego nabytku, informując obserwujących, że początkowo chciała kupić torebkę w promocji, ale zmieniła zdanie.
Pomyślałam, czy ja chcę, żeby moje życie, mój rok, był przecenioną torebką? Wiem, że to dużo pieniędzy. (...) Ja to rozumiem, tak naprawdę ja tych torebek nie potrzebuję. Ja je kupuję jako takie symbole, medale czy trofea (...). To moja motywacja, żeby osiągnąć kolejne cele
- tłumaczyła.
Mama Ginekolog bez żenady przyznała także, że nowe cacko nie było jej wcale potrzebne. Dodała, że sądzi, iż to, co posiadamy, nie jest ważne. - Ale to też świadczy o tym, że mamy motywację, żeby osiągnąć to, żeby to mieć. (...) No więc, jak wstałam rano, jest 2024 rok i stwierdziłam, że nie potrzebuję tej torebki, ale stwierdziłam, że jak ją kupię, to mam motywację, żeby osiągnąć kolejne cele - mówiła.
Jak łatwo się domyślić, wyznania Mamy Ginekolog nie spotkały się z najlepszym odbiorem nawet ze strony jej najbardziej zagorzałych fanek. Niektóre z nich wytknęły jej brak taktu, zauważając, że chwali się tak drogim zakupem w sytuacji, gdy często prosi o wpłaty na swoją fundację. "Wspieram fundację regularnie, zarabiając 2700 zł. Nie zazdroszczę, ale poczułam się jak debilka, bo zasilam fundację, chodząc z jedną torebką z sieciówki od pięciu lat", "Pierwszy raz poczułam zażenowanie na tym profilu", "Człowiek wstaje do pracy o 3:30 i ma rozkminy, czy 500 zł to dużo na jedzenie dla dwóch osób i psa w przeciągu tygodnia i jak to zmniejszyć..." - czytamy w komentarzach.