Zmarł Jerzy Bogdanowicz. Tę informację początkowo przekazał portal jazzforum.com.pl. W polskiej branży muzycznej zyskał popularność jako menadżer i impressario wielkich gwiazd, ale karierę zaczynał jako aktor i wokalista. Odszedł w wieku 90 lat. "Zmarł w samotności w swoim mieszkaniu na Hożej, 25 listopada obchodziłby 91. urodziny. Żegnaj, Jurku, byłeś wspaniałym organizatorem, dobrym człowiekiem, przyjacielem" - czytamy w artykule.
O śmierci Jerzego Bogdanowicza poinformowała również Budka Suflera. Na oficjalnym profilu zespołu na Facebooku zamieszczono pożegnalny wpis, opatrzony zdjęciem zmarłego. "Ze względu na moje marne w tej dziedzinie kompetencje oraz brak czasu nie śledzę każdego dnia oceanu informacji, które pojawiają się w sieci. Dlatego z pewnym opóźnieniem dotarła do mnie smutna wiadomość o śmierci Pana Jurka Bogdanowicza, która nastąpiła 5 listopada po długiej chorobie" - napisał Tomasz Zeliszewski, obecny lider grupy.
Pogrzeb Bogdanowicza odbył się 11 listopada. Pożegnano go na skromnej uroczystości na warszawskich Bielanach. "W sobotnie południe 11 listopada br. pożegnaliśmy Jurka Bogdanowicza na kameralnej uroczystości w kościele na warszawskich Bielanach. Mszę św. żałobną odprawił ks. proboszcz Wojciech Drozdowicz, pasjonat muzyki, pasterz i przyjaciel muzyków jazzowych i rockowych. Żegnała Jerzego przybyła z Krakowa jego żona, Dominika Stecówna, przybyły z Austrii ich syn, Teodor Stanisław Bogdanowicz (ur. 1972), a także m.in. aktor Krzysztof Kumor (świadek na ich ślubie w 1964 roku), Regina Bandlewicz (inicjatorka tej uroczystości), Lech Seremak, Tadeusz Skliński, Jerzy Chrzanowski, Marek Dębski" - podaje jazzforum.com.pl.
Jerzy Bogdanowicz urodził się w 1932 roku. W latach 50. i 60. występował na deskach Teatru Bałtyckiego w Koszalinie i Słupsku, Teatru Dramatycznego w Białymstoku czy Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Później przeszedł do Estrady Bydgoskiej, z którą związany był zespół Niebiesko-Czarni. Tak rozpoczęła się jego kariera organizatora życia muzycznego. Następnie został menadżerem Czesława Niemena. Ich współpraca trwała aż do lat 80. - Poznaliśmy się, kiedy powrócił z Paryża w maju 1966 i ja go odebrałem z lotniska w Warszawie. Kiedy oznajmił mi, że odchodzi z zespołu, by założyć własny, ja też zdecydowałem się na zmianę (o co Niebiesko-Czarni mieli do mnie pretensje) - opowiadał w książce Michalskiego "Czesław Niemen. Czy go jeszcze pamiętasz?".
Był także menadżerem Ewy Demarczyk oraz Ireny Jarockiej. Intensywnie udzielał się również w Polskim Stowarzyszeniu Jazzowym. Współpracował też z Budką Suflera. Dziś lider zespołu wspomina go takimi słowami: "Bogdanowicz na początku lat siedemdziesiątych na polskim rynku muzycznym był postacią na miarę Briana Epsteina. Będąc impresario Ewy Demarczyk i Czesława Niemena, w umysłach młodych artystów tamtej epoki był czymś nieosiągalnym. Nigdy nie miałem śmiałości zapytać go, dlaczego my, dlaczego Budka, zwróciła na siebie jego uwagę" - napisał na Facebooku.
Pan Jurek widział w nas coś niezwykłego i wielkiego. Jeżeli mówimy, że redaktor Janiszewski umocował nas na antenie radiowej, to Jerzy Bogdanowicz postawił czterech młodocianych facetów na polskiej profesjonalnej scenie muzycznej. Nauczył nas ciężkiej pracy. Nauczył nas szacunku do ludzi przed sceną i do tego, co robimy. Wyjaśnił, że artysta w życiu jest skazany nie tylko na brawa. Pokazał zasadzki i ciemne zakamarki tego zawodu. Tłumaczył jak dzieciom różnicę między muzyką a mamoną. Między sztuką a pozorami. Wystarczyło go tylko słuchać… Panie Jurku, nie wiem, co powiedzieć - dodał Zeliszewski.