Kinga Rusin obejrzała debatę i nie wytrzymała. Pojechała po bandzie. "Białoruski standard"

Kinga Rusin obejrzała debatę wyborczą w TVP i podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Dziennikarka nie ukrywa wściekłości.

Kinga Rusin już jakiś czas temu zniknęła z polskiego show-biznesu, przeprowadzając się z wieloletnim partnerem Markiem Kujawą do Kostaryki. Od tego czasu działa przede wszystkim w mediach społecznościowych, gdzie swoimi wpisami udowadnia, że cały czas trzyma rękę na pulsie polskiej polityki. 9 października w TVP odbyła się debata z okazji zbliżających się wyborów parlamentarnych. Dziennikarka obejrzała program i podzieliła się swoimi przemyśleniami.

Zobacz wideo Rusin wbiła szpilę Rozenek. Co na to "perfekcyjna"?

Kinga Rusin obejrzała debatę i nie wytrzymała. Pojechała po bandzie

"Pseudo-debata w "tvpis" zgodna z przewidywaniami. Tak obiektywna jak ich "paski" z newsami i "Wiadomości" prowadzone przez Danutę Holecką. Taki białoruski standard, do którego "tvpis" zdążyło nas już przyzwyczaić" - zaczęła Kinga Rusin. Dziennikarka zasugerowała, że premier Mateusz Morawiecki w przeciwieństwie do innych kandydatów znał treść wszystkich pytań, które padły podczas debaty. Zauważyła przy okazji, że Donald Tusk musiał się zmierzyć z wyjątkowo trudnym zadaniem. "Morawiecki, zadowolony z siebie jak uczeń, który dostał wcześniej pytania maturalne od wujka z Komisji Egzaminacyjnej. Tusk, który musiał się zmierzyć z propagandowym walcem i chamskimi zaczepkami - miał siedem minut, żeby sprostować wszystkie kłamstwa o nim, powielane w "tvpis" przez osiem lat!" - grzmi.

 

Kinga Rusin uderza w pracowników TVP

 "Pytania w "debacie" dłuższe niż odpowiedzi, wszystkie wzięte żywcem z pisowskich przekazów dnia, wszystkie tendencyjne, wszystkie z tezą, wszystkie przeciwko KO - czy ktoś jeszcze ma wątpliwości, że TVP to telewizja rządowa?" - pyta retorycznie Kinga Rusin. Kolejno Rusin zwróciła uwagę na gigantyczne pieniądze, jakie idą w TVP oraz poddała w wątpliwość dziennikarskie kompetencje pracowników stacji. "Szkoda tylko, że pisowskim funkcjonariuszom, dla jaj mieniących siebie samych "dziennikarzami", PiS płaci nie z kieszeni prezesa tylko z naszych podatków, które powinny być przeznaczone np. na służbę zdrowia [...]. Oni zostali wynajęci w jednym celu: mydlić ludziom oczy, zakłamać rzeczywistość i zrobić wyborcom wodę z mózgu" - zauważa Rusin. Zgadzacie się? 

Więcej o: