Ostatnio głośno było o problemach Andrzeja Nejmana, byłego gwiazdora serialu "Złotopolscy", który od lat był dyrektorem Teatru Kwadrat. W 2023 roku stał się jednak bohaterem ogólnopolskiej afery. Gazeta Wyborcza dotarła bowiem do informacji o licznych nieprawidłowościach, do których dochodziło pod jego rządami w placówce. Ostatecznie stracił posadę dyrektora. Teraz z kłopotami i oskarżeniami mierzy się kolejny dyrektor teatru, tym razem im. Juliusza Osterwy w Lublinie - Redbad Klynstra-Komarnicki.
Redbad Klynstra-Komarnicki, prywatnie mąż aktorki Emilii Komarnickiej, został pełniącym obowiązki dyrektora wyżej wymienionego teatru w 2020 roku. Rok później został już oficjalnie powołany na to stanowisko. Teraz jednak jego pracownicy mówią dość i na oficjalnej stronie teatru opublikowali list otwarty, który skierowali do ministra kultury Piotra Glińskiego. Przede wszystkim zwracają uwagę, problemy trwają od trzech lat - od tego momentu mają do czynienia z nieustanną rotacją kierownictwa Teatru, a stanowisko zastępców dyrektora obejmowało już siedem osób. To jednak nie wszystko.
"Mamy do czynienia z pogłębiającym się chaosem organizacyjnym, z niejasnościami finansowymi (np. komentowana w mediach sprawa dotycząca nagród rocznych). Mamy do czynienia ze zwolnieniami lub własnowolnymi rezygnacjami wieloletnich pracowników Teatru oraz frustracją tych, którzy nadal pracują" - napisali pracownicy teatru w liście do ministra Glińskiego. Pracowników niepokoi też fakt, że pracę w teatrze tracą osoby, które mają duże umiejętności i doświadczenie, jak np. kierowniczka działu edukacji, kadrowa czy specjaliści do spraw sprzedaży. W tle pojawił się też problem z pieniędzmi.
W liście pracownicy wypunktowali problemy finansowe zespołu technicznego, największej grupy pracowników, którzy pracują za najniższą krajową. "Od trzech lat Dyrektor obiecuje podniesienie wynagrodzeń, aby poprawić sytuację tej grupy pracowników. Jak do tej pory żaden z pracowników nie dostał podwyżki. Część z nich zarabia wręcz mniej za wykonywanie tych samych obowiązków i poświęcając się w pełni Teatrowi. Inni zaś, pomimo przywiązania i oddania temu miejscu zwalniają się, aby spróbować poprawić swoją sytuację materialną w innym miejscu pracy" - czytamy w liście.
Nie tylko jednak zespół techniczny może narzekać na finanse. Również aktorzy mają z nimi problem, ponieważ nie otrzymali wyrównania pensji zasadniczej do ustawowej minimalnej płacy krajowej "wbrew opiniom Departamentu Legislacyjnego MKiDN i Głównego Inspektoratu Pracy" - jak piszą pracownicy. Ich zdaniem, dyrektor stwierdził, że "opinia MKiDN nie jest dla niego wiążąca".
"Dyrektor swoją decyzję argumentuje tym, że według wyliczonej przez niego mediany, aktorzy w teatrze zarabiają 'rynkowo'. Tego typu statystyki w przypadku aktorów nie są miarodajne, ponieważ zarobki każdego aktora co miesiąc przedstawiają się inaczej, w zależności od miesięcznych planów repertuarowych teatru. Jedynym stałym składnikiem wynagrodzenia aktora jest pensja zasadnicza, która dla większości aktorów wynosi 3010 zł brutto - czyli o 590 zł mniej niż obecnie wynosi minimalna płaca krajowa" - czytamy.
Na koniec listu pracownicy opisali swoje żądania. "Pragniemy dyrekcji, dla której wartość artystyczna i misja społeczna teatru będzie na pierwszym miejscu. Pragniemy Teatru, w którym wszyscy pracownicy czują się częścią zespołu, zmierzającego do jasno wytyczonego celu, jakim jest: po pierwsze jakość spektakli, a po drugie dotarcie z tymi spektaklami do widzów. Obecnie, w naszym odczuciu, pracujemy w bezdusznej, chaotycznej korporacji, w poczuciu strachu i niepewności jutra, na co nie możemy się już dłużej godzić" - napisali.