O Tomaszu Komendzie w mediach ponownie zrobiło się głośno na początku tego roku, gdy okazało się, że rozstał się z narzeczoną. Anna Walter zabrała wówczas głos w sprawie, twierdząc, że Komenda "odszedł od rodziny". W rozmowie z "Super Expressem" wyznała także, że jej były partner miał nie chcieć płacić na ich syna i musiała walczyć w sądzie o alimenty. Komenda z kolei ubiegał się o ich obniżenie. "Są zdecydowanie za wysokie. Trzeba pamiętać, że ja moich pieniędzy nie zarobiłem. Mam je z uwagi na krzywdy, których doznałem" - tłumaczył tabloidowi.
Słowa Walter, a także odpowiedź Komendy, rozpoczęły głośną medialną aferę, w której głos zaczęły zabierać kolejne osoby z otoczenia niesłusznie skazanego mężczyzny. Burzę wywołało także oświadczenie Anny Walter wysłane do redakcji serwisu Pudelek. Kobieta miała dość oskarżeń o to, że pławi się w luksusie i wydaje pieniądze byłego narzeczonego. Walter wyrzuciła Komendzie, że zostawił ją z dziećmi, brakuje jej środków do życia, a ona sama nie jest w stanie podjąć żadnej pracy. Oskarżała go również o przemoc.
Sprawa na pewien czas przycichła, a Tomasz Komenda nie odnosił się więcej publicznie do afery. Na komentarz niesłusznie skazanego mężczyznę udało się namówić Ewę Wilczyńską, autorkę książki o zbrodni miłoszyckiej "Dziewczyna w czarnej sukience", który ukazała się na początku września. Komenda przyznał, że żałuje, iż w ogóle odniósł się publicznie do tematu alimentów.
Chciałem dobrze, a wyszło jak zwykle, pod górkę. Niepotrzebnie się zgodziłem na tę wypowiedź do "Super Expressu". Tyle czasu byłem nieaktywny i nie wiem, co mi teraz odbiło. Boję się, że ludzie będą pluli mi pod nogi, bo bardziej wierzą internetowi niż mnie - skomentował.
Wiosną ubiegłego roku do sprawy Tomasza Komendy publicznie odniósł się także jego przyjaciel, dziennikarz Grzegorz Głuszak, który zgodził się udzielić wywiadu "Newsweekowi". Głuszak odwiedził narzeczonych w mieszkaniu niedługo po tym, gdy Komenda wywalczył w sądzie opiewające na 13 mln zł odszkodowanie. "Owszem, było schludnie i czysto, ale mogli wynająć coś o wiele lepszego (...). W łazience zauważyłem rozbitą umywalkę. Anka zdradziła, że Tomek wpadł w furię i rozbił ją w drobny mak. Potem usłyszałem, że sąsiedzi wzywali policję, bo zza ścian było słychać odgłosy awantur domowych" - powiedział "Newsweekowi".