Eurowizja 2022 za moment się kończy - już w najbliższą sobotę dowiemy się, kto w tym roku zwycięży. Wszystkie znaki na niebie i ziemi (a zwłaszcza notowania bukmacherów) wskazują, że będzie to Ukraina, choć Kalush Orchestra wcale nie jest najmocniejszą propozycją. Jako redakcyjni, samozwańczy eksperci od Eurowizji (niektórzy oglądają ją od ponad 20 lat!) postanowiliśmy wytypować nasze wymarzone TOP3. Trochę się przy tym pokłóciliśmy, bo nie jesteśmy jednomyślni co do tego, kto (jeśli nie Ukraina) powinien zdobyć kryształowy mikrofon w 2022 roku.
Eurowizję obserwuję od tylu lat, że już nawet nie wiem, od ilu. I strasznie podoba mi się, że od festiwalu kiczu z lat 90. i 00. weszliśmy w epokę jakości. Dlatego dla mnie miejsce Mołdawii i Rumunii w finale jest nieporozumieniem. Kto zatem powinien wygrać, skoro na Polskę głosować nie mogę (choć i tak nie bardzo chciałabym, gdybym nawet mogła)? Moje TOP3 na 2022 rok wygląda następująco.
Miejsce 0 - Ukraina - mam przeczucie, że Ukraina rzeczywiście wygra ten konkurs ze względów politycznych. "Stefania" jest super, ale nie do TOP3. Klimat mamy jednak taki, że Ukraina pewnie wygra - i dobrze, bo też czuję, że potrzebujemy takiego symbolu, zaś utwór Kalush Orchestra zasługuje na finał.
8 punktów - przyznaję Norwegii i żółtym wilkom. Jest cienka granica pomiędzy chłamem i żenadą a dobrą zabawą. Norwegia wybrnęła z tej sytuacji z klasą i jednocześnie daje odpowiednią dawkę absurdu, wariactwa i rytmu. Jeśli kiedyś nuciliśmy "What does the fox say", tak teraz chętnie przerzucimy się na "Give that wolf a banana". Moje osiem punktów idzie dla nich.
10 punktów - przyznaję Wielkiej Brytanii, która wreszcie, po latach, obudziła się i uznała, że warto brać udział w Eurowizji na serio, a nie na zasadzie "kogoś tam wystawimy, odbębni, wróci do domu, odhaczone". Sam Ryder podszedł do sprawy bardzo poważnie, aż kipi entuzjazmem na scenie, ma fajną piosenkę, którą chętnie będą puszczały stacje radiowe. Dziesięć punkcików dla niego.
12 punktów - przyznaję Szwecji, jak dla mnie najmocniejszej piosence finałowej ze wszystkich. Cornelia Jakobs ma wspaniały głos, utwór porywa i jego instrumentalizacja jest zwyczajnie perfekcyjna. Wiadomo, że Szwecja wie, jak to robić, i nie waha się z tego skorzystać. Co w tym złego? Ta wygrana im się po prostu należy, bo robią swoją robotę tak, jak powinna być ona zrobiona.
A co z Krystianem Ochmanem? Na tle konkurencji nie wypada wcale słabo. Jeśli w poprzednich latach za polskie reprezentacje można było się głównie wstydzić (prócz Michała Szpaka, Michał - byłeś ekstra! i dziewczyn Tulia, które ot tak, mają moją miłość za nawiązania do Depeche Mode), tak w tym roku myślę, że mamy realne szanse na wysokie miejsce w Finale. Wysokie oznacza dla mnie przynajmniej TOP10, jeśli nawet nie TOP5. Życzę tego Krystianowi, choć sama nie zagłosowałabym na ten utwór. Jednak to, że wokalista dał radę na żywo śpiewać tak trudne frazy - to jest klasa sama w sobie.
Gdybym miała przyznawać punkty zgodnie z tym, jak najprawdopodobniej rozłożą się głosy w sobotnim finale, poniższa lista prezentowałaby się pewnie nieco inaczej. Trzymam jednak kciuki, że moje faworytki zajdą wysoko - w tym roku urzekły mnie bowiem przede wszystkim żeńskie wokale. I chociaż w każdej z tych piosenek można wyczuć inspirację znanymi artystkami, jak dla mnie są na Eurowizji powiewem świeżości.
12 punktów - Portugalia - Maro, "Saudade, saudade". Eurowizyjne odkrycie tego roku! Magiczny, głęboki wokal i cudowna portugalska piosenka, która w pełni oddaje nastrój tytułowego "saudade", czyli melancholii i tęsknoty. Kto sądzi, że ze spokojnym utworem nie można wygrać Eurowizji, niech przypomni sobie Salvadora Sobrala, który zdeklasował konkurencję w 2017 roku. Jak dla mnie za rok możemy szykować się na konkurs w Portugalii.
10 punktów - Islandia - Systur, "Med haekkandi sól". Drugie miejsce przyznaję Islandii za przepiękną, folkową balladę zaśpiewaną przez trzy siostry w ich ojczystym języku. Wokalistki, słusznie zresztą, stwierdziły, że ich piosenka nie wymaga przesadnej oprawy, a na scenie oferują po prostu to, co mają najlepsze, czyli ogromny talent. Jako fanka Haim mam też dużą słabość do śpiewających sióstr, więc mogę nie być tu do końca obiektywna.
8 punktów - Szwecja - Cornelia Jakobs, "Hold Me Closer". Oczekiwania wobec Szwecji, która Eurowizję wygrała już sześciokrotnie, są zawsze bardzo wysokie. Cornelia Jakobs z łatwością przeskoczyła poprzeczkę, którą jej zawieszono i szykuje się na następczynię Robyn. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć ją na żywo - to będzie z pewnością fantastyczny show.
Szanse Krystiana Ochmana, który startuje z piosenką "River", oceniam bardzo wysoko. W tym przypadku broni się sam głos, a jego połączenie z wpadającym w ucho, może troszkę zbyt pompatycznym utworem, może zaprowadzić go do pierwszej piątki, chociaż raczej poza podium. W tym roku głosuję z zagranicy i z przyjemnością wyślę sms-a na Ochmana nie tylko z patriotycznego obowiązku.
12 punktów - Wielka Brytania - Sam Ryder, "Space Man". To nie był od początku mój faworyt w tym konkursie, ale po publikacji nagrania z próby już jest. Sam Ryder to wokalista większy niż Eurowizja. Czuć tu vibe a'la Freddie Mercury. To jest występ godny rozdania nagród Grammy czy chociażby Brit Awards. Bardzo przemyślana produkcja ze strony BBC. Nie wiem co się stało, że obudzili się po tylu latach traktowania Eurowizji jak żart. Przecież na dobrą sprawę mogliby wygrywać co roku, a ostatni raz miało to miejsce w 1997. Być może międzynarodowy sukces Maneskin spowodował, że Eurowizja nabrała na znaczeniu w oczach brytyjskiego nadawcy. A może po prostu tak bardzo wkurzyły ich zeszłoroczne "zera"? Jedno jest pewne - Wielka Brytania wróciła do gry.
10 punktów - Włochy - Mahmood & Blanco, "Brividi". Biorąc pod uwagę ostatnią dekadę (Włochy wróciły do konkursu w 2012 roku po długiej przerwie) tegoroczni gospodarze to mój ulubiony kraj na Eurowizji. Włosi są wierni swojemu językowi, jednocześnie do konkursu wystawiają prawdziwe perełki ze swojego rynku muzycznego. W przeróżnych gatunkach muzycznych. Co roku mają bardzo dobrą produkcję i artystów, którym trudno cokolwiek zarzucić. Ten męsko-męski duet śpiewa tak, że tytułowe ciarki przechodzą po plecach, ale za ich sukcesem stoją także genialni styliści. To widać i słychać.
8 punktów - Szwecja - Cornelia Jakobs, "Hold me closer". Ta piosenka ma chyba największe szanse dobrze przyjąć się w radiostacjach. Zresztą Szwedom udaje się to praktycznie co roku. Cornelia jest zjawiskowa na scenie. Czuć w tym nonszalancję i prawdziwą artystkę, a nie produkt. Do tego 90s vibe i przemyślana prezentacja na scenie. Tu nie ma przypadków. Szwecja może wygrać siódmy raz.
Jeśli chodzi o "River" i Krystiana Ochmana - zgadzam się, że jest to jeden z najlepszych polskich występów w historii Eurowizji. Przede wszystkim występ wokalisty świadomego swoich umiejętności, czującego scenę i przy tym niezwykle skromnego i sympatycznego. Niewątpliwie "a star is born". Z drugiej strony to jest piosenka, która sprawdza się tylko w takich konkursach i na dużych festiwalach i jest napisana po to, by pokazać walory wokalne artysty. Doceniam całość jako performance, ale nie będę tego zbyt często słuchał na co dzień. Trzymam kciuki za zwycięstwo.
Spośród pozostałych propozycji pozytywnie wyróżniłbym jeszcze: Ukrainę, Hiszpanię, Portugalię i Islandię. Bardzo niedocenione są w tym roku Niemcy, a niesłusznie.
Cezary
Tegoroczny Konkurs Piosenki Eurowizji będzie kojarzył mi się głównie z dwoma utworami, ale muszę przyznać, że jeden zagościł w moim sercu od pierwszego przesłuchania. Nie ściemniam. Mowa o włoskiej propozycji „Brividi". Występ Mahmooda i BLANCO na festiwalu w San Remo był wybitny. Oglądając go, wierzyło się w każde wyśpiewane słowo. Podobne zresztą odczucia mam w przypadku eurowizyjnego występu. Minimalizm scenograficzny potęguje tylko kunszt tego utworu. I choć, fakt, panowie nie śpiewają tak czystko, jak byśmy sobie tego życzyli, 12 punktów należy im się za całokształt. Naprawdę mocno wierzę, że Eurowizja za rok znów zostanie zorganizowana we Włoszech i, choć będę jutro we Francji i teoretycznie mógłbym głosować na Polskę, oddam głos na chłopaków.
10 punktów wręczam elektryzującej Chanel z Hiszpanii. Ponoć „SloMo" miało pierwotnie trafić do Jennifer Lopez, jednak artystka odrzuciła propozycję i może dobrze, bo dzięki niemu szansę na światową karierę ma Hiszpanka. Występ jest energiczny, choreografia jest wyjątkowo spójna z muzyką, a sama wokalistka świetnie radzi sobie, śpiewając i tańcząc. Chyba nie muszę mówić, że od pierwszych sekund nóżka chodzi. I tak, to drugi numer, który zapamiętam w szczególności.
8 punktów wędruje ode mnie do Cornelii Jakobs. „Hold me closer" nie należy do najwybitniejszych utworów, raczej jest typową szwedzką propozycją na Eurowizję, ale właśnie o to chodzi - Szwedzi zawsze sobie radzili i doskonale wiedzą, jak tworzyć hity. W tym roku obyło się bez pląsów na scenie, a robotę zrobiła niby minimalistyczna, ale jednak w obrazku barwna scenografia. Sama artystka śpiewa bardzo dobrze, a głos koi.
Krystian Ochman - przyznam szczerze, że z każdym kolejnym wysłuchaniem półfinałowego występu ten singiel podoba mi się coraz bardziej, ale oceniając całość - wiele niespójności. Za dużo "błysków", za dużo chaotycznych kadrów i ten strój... Mam wrażenie, że dopasowany garnitur, elegancki przede wszystkim, ogranicza ruchy Krystiana. Całość oceniłbym na 6 punktów.
Tegoroczna Eurowizja, o dziwo, ma niewiele kiczu i kostiumów rodem z kiepskich horrorów. Ci, którzy próbowali szokować, nie zrobili na mnie spektakularnego wrażenia. Moim zdaniem szczyt listy (poza Ukrainą) zdominowany będzie przez nastrojowe ballady, a tych w tym roku nie brakuje, choć są całkowicie różne. Nie było łatwo wybrać TOP3, gdyż było wiele świetnie zaśpiewanych piosenek. Z kolei największe nieporozumienie finału? Mołdawia i Serbia.
12 punktów- Ukraina. Będę tu jedyna, która zagłosuje na faworyta według bukmacherów. I nie ze względów politycznych, albo narodowościowych sympatii. Moje zdanie nie zmieniłoby się, gdyby nawet nikt nie dawał im szans. Według mnie, Ukraina zrobiła kompletny, misternie przygotowany występ. Najwięcej punktów - po pierwsze - za umiejętności wokalne. Po drugie - "Stefania" jest wzruszająca, nawiązuje do matki. A wreszcie po trzecie - trudno znaleźć w zestawieniu równie oryginalny utwór. Mamy ludowe rytmy, raper w różowym kapelutku po prostu wymiata (nie mówcie, że nie), a do tego zjawiskowo gra na flecie. Zaskakujące i przekonujące, mimo że rapu nie lubię. Uwielbiam to.
10 punktów- Holandia. Wiele osób zarzuca 21-letniej S10, że nie poradzi sobie wokalnie. Na półfinale dała radę, zresztą tutaj skupiam się na czymś innym. Drugie miejsce przede wszystkim za emocjonalną głębię. Prawdziwe perełki rodzą się w bólu, a tutaj to widać. W utworze jest mrok i otchłań, które wciągają i sprawiają, że chcę słuchać. Dodatkowe punkty za język niderlandzki, który może brzmieć melodyjnie i dodaje tajemniczości. Poza tym, będzie to jedna z niewielu piosenek, którą zapamiętam z tegorocznej Eurowizji i wciąż pobrzmiewa w głowie.
8 punktów - Włochy. Coś mnie powstrzymywało, ale koniec końców to konkurs wokalny, dlatego trzecie miejsce się po prostu Włochom należy. Włosi zawsze umieli komponować melodyjne piosenki wpadające w ucho i tę „starą szkołę" słychać właśnie w tegorocznej propozycji "Brividi". Świetnie zaśpiewane, a do tego ballada z lekkim energetycznym "pazurem".
Serce boli, że nie mogłam uwzględnić Polski, ale ode mnie Krystian Ochman otrzymałby solidne trzecie miejsce. Przede wszystkim za bardzo trudną wokalnie piosenkę. Nie wiem, czy zauważyliście, ale refren musi śpiewać na jednym wdechu, a wychodzi z tego niemal po mistrzowsku. Co ciekawe, utwór "River" spodobał mi się dopiero, kiedy usłyszałam nagrania z prób. Występ jest bardzo dobry, skromny facet w garniturze też może zachwycić. To propozycja na światowym poziomie i już.