Kinga Rusin od ponad tygodnia podróżuje po Afryce. Oczywiście podczas wakacji nie pozwala sobie na zupełne odcięcie się od tego, co dzieje się w Polsce. Po trzech dniach od podpisania kontrowersyjnej ustawy "lex Izera" przez prezydenta Andrzeja Dudę, zdecydowała się zabrać głos na Instagramie.
Kinga Rusin nie daje sobie przyzwolenia na odpoczynek i oburzona wyraża sprzeciw wobec decyzji Andrzeja Dudy. Nasz prezydent jednym podpisem oddał 1,2 hektarów terenów, należących do Lasów Państwowych, pod budowę fabryk polskiego samochodu elektrycznego w Jaworznie oraz inwestycje w Stalowej Woli. Poświęcenie terenów zielonych, jego zdaniem, musiało się odbyć, by zapewnić Polsce "skok technologiczny na niespotykaną wcześniej skalę".
Dziennikarka usłyszała o tym na wakacjach i nie wytrzymała. Odnosi się do samej ustawy, ale i językowej wpadki prezydenta, który w swojej wypowiedzi namiętnie powtarzał słowo wziąść [poprawie - wziąć - przyp. red.].
W kolejnym afrykańskim parku narodowym. PS. A u nas Andrzej "wziąść" Duda podpisał w weekend skandaliczne "lex Izera", otwierające furtkę do zamieniania terenów leśnych na przemysłowe! Jest coraz gorzej, chociaż wydawało się, że gorzej już być nie może - lamentuje z Serengeti Rusin.
Rusin w pierwotnej wersji wpisu napisała o wielkiej stracie w postaci 12 tysięcy hektarów, choć w rzeczywistości oddane pod zabudowę (a raczej poświęcone) zostanie 1,2 tysiąca hektarów. Szybko się jednak poprawiła. [Udostępniamy pierwszą wersję postu].
Jednym machnięciem słynnego długopisu wydał wyrok na 12 tysięcy hektarów polskich lasów, które zostaną wycięte pod budowę fabryki polskiego samochodu elektrycznego (że niby stawiamy na ekologię?)! Elektryk made in Poland jest tak samo realny, jak budowa Centralnego Portu Lotniczego... - ironizuje Kinga.
Podsumowanie wpisu Rusin sprowadza się do wniosków dotyczących umniejszania istoty ekologii przez polskich polityków. Dziennikarka pyta, w kogo interesie jest wyrządzanie tej szkody. Uważa, że chęć zarobku nie pozwala na racjonalne myślenie.
Ale pretekst z d*py musiał być. Lasu wprawdzie nie będzie, ale będzie za to kasa z wyciętych drzew. Pytanie, do kogo popłynie. Cichaczem wyrzyna się w pień, bez opamiętania, najcenniejsze polskie lasy, zabija setki tysięcy (rocznie!) dzikich zwierząt, niszczy bezpowrotnie delikatne ekosystemy - nasze narodowe dziedzictwo. (...) Ludzie u władzy mają w głowie tylko jedno - kasę. I nic nie jest ich w stanie powstrzymać. Nie było nas, był las. Był - podsumowuje.
Zgadzacie się z nią?
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!