Iga Krefft jest znana z roli Uli Mostowiak w serialu "M jak miłość", w którym występuje od lat. Prywatnie jest bardzo aktywna w mediach społecznościowych, gdzie często wstawia zdjęcia, na których dzieli się osobistymi przemyśleniami dotyczącymi akceptacji samej siebie. Tym razem zdecydowała się poruszyć temat zdrowia psychicznego.
Iga Krefft z "M jak miłość" zdecydowała podzielić się wyjątkowo osobistą historią. Od sześciu lat choruje na nerwicę, miewa ataki paniki i epizody depresyjne. Nie wiedziała, jak sobie z nimi radzić, jednak ostatecznie zdecydowała się pomóc samej sobie i poszła na terapię. Chce zachęcić do tego też innych.
Od sześciu lat choruję na nerwicę z epizodami depresji. Dwa lata temu przeszłam załamanie nerwowe, a o samej depresji dowiedziałam się na tydzień przed rozpoczęciem programu "Twoja Twarz Brzmi Znajomo". Było to cholernie trudne wyzwanie i jak wchodziłam na próby, to miałam naprawdę czarne myśli. Gdyby nie leczenie, nie wiem, jakby się skończyło... - zaczęła.
Bała się komentarzy na temat choroby, ukrywała ją.
Nikt wtedy nie wiedział o tym, bo było to dla mnie potwornie wstydliwe. Może lepiej byłoby, gdybym jednak wtedy o tym powiedziała komuś, bo może uniknęłabym komentarzy w stylu: widza masz zabawić, jego nie obchodzi, że jest ci ciężko.
Od lat Iga była świadoma, że powinna zgłosić się na terapię i spróbować sobie pomóc, jednak wydawało jej się, że sobie z tym poradzi bez udziału specjalisty. Największy stres i problemy rozpoczęły się po maturze, gdy starała się dostać do szkoły teatralnej.
Skąd się to wzięło? Ta kulminacja była w styczniu 2019 roku. Stąd, że odkąd miałam 19 lat, kiedy zrozumiałam, że coś złego z moim zdrowiem psychicznym się dzieje, nie poszłam do lekarza. Zaczęło się to po egzaminach do szkoły teatralnej. Schudłam, byłam śliczna, a przynajmniej próbowałam (wydawało się, że jak będę chuda, to będę śliczna), bo najbardziej chciałam dostać się do Warszawskiej Akademii Teatralnej, tam przecież przyjmują tylko śliczne dziewczyny, a słyszałam: do Łodzi masz szansę, bo tam lubią takie dziwne.
Nawet gdy okazało się, że dostała się do szkoły, wcale nie odczuła ulgi, wręcz przeciwnie - większy lęk.
Najgorsze zaczęło się w sierpniu, chwilę po tym, jak się dowiedziałam, że dostałam się do Krakowa. Cały miesiąc drżałam wewnętrznie. Czułam, jakbym była we śnie, nieustanny ból brzucha i wieczna senność. Wychodziłam na spacer i płakałam, patrząc na ukochane łąki i pola, bo nie czułam nic!
W pewnym momencie Igę zaczęły nękać myśli samobójcze. Mimo to dalej nie zdecydowała się na leczenie.
Jednej nocy, jadąc pociągiem do Wrocławia, nastąpiła kulminacja, czułam, że jeśli to się nie skończy, to ja skończę ze sobą. Nie dam rady... To mnie zaalarmowało. Zaczęłam czytać następnego dnia o chorobach psychicznych i zadzwoniłam do rodziców z pytaniem, czy mój stan to może być to? Po ponad miesiącu życia w jakimś koszmarze, objawy się uspokoiły. Samoczynnie. Nie poszłam do lekarza ani nic i to był błąd... Później zaczął się rok akademicki, cholerna fuksówka i studenci, którzy jakby wchodzili w rolę moich oprawców z podstawówki. Taka to szlachetna zabawa w poniżanie innych, ośmieszanie... Ale jakoś to przeżyłam.W ciągu roku miałam dwa takie ataki jeszcze - na święta Bożego Narodzenia i pod koniec roku akademickiego.
W końcu jednak nie była w stanie ukryć bólu i lęków, które przez lata rodziły w jej głowie.
W końcu organizm powiedział stop. Wtedy już nie było odwrotu. Zaburzenia akcji serca, notoryczna senność, dramat z każdej sytuacji, płacz o pierdoły, generalnie moje całe życie stało się jakimś filmem katastroficznym. (...) Przez tyle lat wypierałam chorobę, która wcale nie zmniejszała się, tylko rosła w siłę. Autostrada do najgorszych stanów już nie zatrzymywała lęku, tylko przechodziła w zwykłą rezygnację z chęci na cokolwiek, łatwiej było płakać, odczuwać całym ciałem ból i poddać się. Kolejny raz poratowałam się wiedzą z internetu i poszłam wreszcie do psychiatry.
Obecnie jednak stan Igi jest zdecydowanie lepszy - zdecydowała się na terapię, poszła do psychiatry, który przepisał odpowiednie leki. Zrozumiała, na czym polegają jej lęki. Większa świadomość pomaga, jednak bywają trudne momenty.
Dostałam leki, bo to była jedyna opcja wtedy i po kilku miesiącach życie odzyskało sens. Serio - jedna krótka decyzja o tym, aby pójść do specjalisty i zacząć terapię zmieniła moje życie. Wiem doskonale, skąd się wzięły te lęki, ale nie o tym dzisiaj. Może kiedyś napiszę o tym więcej. Dzisiaj o tej części mojej drogi, bo obecnie jestem po masakrze emocjonalnej, po przygotowaniu projektu, który wypłukał ze mnie chyba wszystkie leki. I nagle poczułam się znowu jak wtedy, w sierpniu po egzaminach, ale teraz wiem, że to choroba i wiem, jak ją poskromić. Stąd też mój samotny wyjazd do Włoch i chęć zrobienia czegoś tylko dla siebie, bo tego uczę się też na terapii, która bywa mega ciężka.
Cieszymy się, że Iga zdecydowała się zawalczyć o siebie i życzymy zdrowia. Jej wpis być może pomoże komuś, kto miewa podobne problemy, z którymi trzeba się zmierzyć. Nie samemu, a z pomocą specjalisty.
Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego. TUTAJ znajdziesz również przydatne numery telefonów, pod którymi dyżurują specjaliści, gotowi pomóc w kryzysowej sytuacji.