Kiedy wydawało się, że kolejna granica żenady została przekroczona, wkroczyła Kinga Rusin / Weronika Rosati (wybierz autorkę najbardziej aktualnego wpisu - w czwartek o godzinie 10.20 rano jest to Kinga) cała na biało i wyciągnęła swojej koleżance (?) brzydkie rzeczy z przeszłości. To drama, której nikt nie potrzebował, ale którą wszyscy chętnie czytamy - i to w sumie jedyny plus (głównie dla nas) w tej sytuacji.
Jest taka prosta zasada, której dzieciaki uczą się jeszcze w przedszkolu - mądrzejszy kończy spór. Jest też jeszcze jedna - nie jest fajnie śmiać się z czyjejś wpadki z przeszłości. Jak widać, Weronika Rosati i Kinga Rusin mają nieco odrębne zdanie na ten temat i choć to nasza polska gwiazda w Hollywood jako pierwsza wyciągnęła potężne działo, przypominając zeszłoroczne zdjęcia Rusin po Oscarach, to wciąż czekamy, która z pań jako pierwsza się opamięta i zakończy tę instagramową potyczkę.
Z naszej - mediów - perspektywy najlepiej by było, gdyby to się nie kończyło nigdy. Jedna wyciąga drugiej coraz gorsze brudy, jest ogień, sypią się coraz tłustsze komentarze, a cały spór rozstrzyga się (o tak!) przed kamerami w czasie walki MMA (nie żałujmy sobie). Ale też z perspektywy kraju, który nie ma zbyt mocnej reprezentacji w USA, wolelibyśmy, żeby aktorka, która szuka tam ról, była znana bardziej ze swoich dokonań, a nie z przepychanki na Instagramie z inną panią, która nawet nie jest jej konkurencją.
Rozumiemy, że zaczepiona w rozmowie z dziennikarzem Rosati koniecznie chciała pokazać swoją wyższość i dlatego w ogóle przypomniała wspaniałą imprezę z udziałem Kingi Rusin (i Adele!) z zeszłego roku. To, że pamiętają ją już tylko pracownicy serwisów takich jak nasz, oraz najbardziej żądni rozrywki czytelnicy - to kwestia, o której Rosati chyba zapomniała. Stwierdziła, że podgryzienie po kostkach innej Polki dobrze się kliknie (miała rację), przez kilka dni będzie głośno głównie o niej (tu też miała rację), a potem sprawa się rozejdzie po kościach (i tu intuicja zawiodła).
Rusin, choć przebywa w rajskich okolicach równie odległych od Polski, co Hollywood, to nie daje sobie w kaszę dmuchać i w swojej obronie wyciągnęła najtęższe działa. Nie odgryzła się, tylko od razu pochłonęła całą rękę Weroniki z zaczepnie wyciągniętym pazurem, przy samej głowie. Wiadomo, była to obrona przez atak, ale... po co. Nie wystarczyło wyśmiać i zlekceważyć przeciwniczkę, trzeba było ją jeszcze rozgnieść jak robaka i przypominać spacery z niesławnym Weinsteinem po Warszawie?
Mamy takie przeczucie, że Weronika chyba nie spodziewała się, że nie tylko ktoś to pamięta (oj, pamiętamy), ale również, że zostanie to przypomniane w tej sytuacji. Ciężko w ogóle powiedzieć, co Weronika myślała, wbijając precyzyjnie wymierzoną szpileczkę w Kingę Rusin, bo chyba nie było to zbyt dużo. Ale też wyciągnięcie później jej objęć z Weinsteinem - jednym z najbardziej obrzydliwych ludzi w Hollywood - jako równoważnego argumentu w dyskusji to zwyczajnie cios poniżej pasa. Tak, wiemy, Kingo, że takie sytuacje się działy. Weronika też na pewno o tym pamięta. Ale kiedy ktoś cię szczypie, to nie masakrujesz go piłą mechaniczną.
Chcielibyśmy powiedzieć: dramo, trwaj! Ale to jest naprawdę żenujące, kiedy dwie dorosłe kobiety robią sobie takie rzeczy, a docelowo stoją przecież po tej samej stronie barykady. Dziewczyny, ogarnijcie się.