Wydawało się, że Krzysztof Krawczyk pokonał koronawirusa. Ostatnie dwa tygodnie spędził w szpitalu, gdzie pod czujnym okiem lekarzy walczył o zdrowie. W Wielką Sobotę był już jednak w domu, ku radości swojej żony. Niestety, w niedzielę poczuł się gorzej i ponownie trafił do szpitala.
W przypadku artysty choroba nie miała łagodnego przebiegu, a powikłania okazały się tragiczne w skutkach. Choć wydawało się, że muzyk jest w dobrej formie. W sobotę dziękował fanom za troskę i modlitwę.
Kochani! Jestem w domu! Do mojej sypialni wpadają dwa promyki słońca: wiosenny przez okno i Ewunia przez drzwi. Dziękuję za modlitwę i życzenia! Zdrowia wszystkim życzę, nie dajmy się wirusowi - napisał artysta na Facebooku.
Wcześniej rozmawiał z dziennikarzami "Super Expressu".
Wychodzę ze szpitala. Dziękuję fanom za wsparcie. Żona czytała mi przez telefon wszystkie komentarze i życzenia. Wracam do zdrowia. Nie martwcie się o mnie, z dnia na dzień czuję się coraz lepiej. Bóg działa rękoma ludzi. Dziękuję Bogu, że żyję. Święta Wielkanocne są dla mnie ważniejsze od świąt Bożego Narodzenia, bo są symbolem zwiastowania nadziei.
Radości nie ukrywała także jego żona Ewa, której trudno było znieść dwutygodniową rozłąkę. Para jeszcze nigdy nie przebywała osobno przez tak długi czas.
Jestem bardzo szczęśliwa, że Krzysztof wraca do domu w dobrej formie. Nie mogłam dłużej znieść tej samotności, zawsze byliśmy razem. To pierwszy raz, kiedy nie widziałam męża tak długo. Za każdym razem, kiedy bywał w szpitalu dzięki uprzejmości personelu medycznego przysypiałam przy nim na kozetce.
Niestety, w niedzielę znacznie pogorszyła się forma Krzysztofa Krawczyka. TVP informuje, że muzyk trafił do szpitala. W poniedziałek 5 kwietnia jego wieloletni przyjaciel i menedżer poinformował o jego śmierci. Wiadomość wstrząsnęła fanami i znajomymi z show-biznesu.