Meghan Markle i książę Harry konsekwentnie odcinają się od swojego dawnego życia. O ile Meghan w końcu odetchnęła z ulgą, o tyle Harry ma podobno problemy z odnalezieniem się w nowej, zupełnie obcej dla niego rzeczywistości.
Jedną z przyczyn dla której Sussexowie podjęli kontrowersyjną decyzję o "wystąpieniu" z rodziny królewskiej było nieradzenie sobie z nadmiernym zainteresowaniem brytyjskich tabloidów. Meghan praktycznie od razu stała się "ulubienicą" największych brukowców, które prześcigały się w coraz to bardziej sensacyjnych nagłówkach. Nic więc dziwnego, że po przeprowadzce do Los Angeles Meghan i Harry podjęli decyzję o zawieszeniu wszelkich kontaktów z największymi brytyjskimi tabloidami. W niedzielę wieczorem do redakcji "The Sun", "Daily Mail", "Mirror" i "Express" wpłynęło stosowne oświadczenie z uzasadnieniem decyzji.
"Zero współpracy, nie licząc wyjątkowych sytuacji, w którym będziemy kontaktować się przez prawnika" - można przeczytać w oświadczeniu. Swoją decyzję Sussexowie argumentują "zniekształconymi, fałszywymi i zaborczymi" historiami na ich temat publikowanymi w prasie.
Cenę za takie prowadzenie biznesu ponoszą ludzie, to wpływa na całe społeczeństwo.
Jednocześnie Sussexowie wyrażają żal, że praktyki brytyjskiej prasy osłabiły ich wiarę w wiarygodność mediów, które swoją władzę wykorzystują w złym celu. Zaznaczają, że nie chodzi im o "wybielanie się" czy unikanie krytyki, ale o rzetelne informacje.
Nie chodzi nam o unikanie krytyki. Nie chcemy cenzurować publicznej debaty. Media mają prawo informować, a także wyrażać dobre czy złe opinie na temat księżnej i księcia Sussex. Ale nie oparte na kłamstwach.
To jednak raczej nie zniechęci tabloidów do pisania o Meghan i Harrym - z ich komentarzem lub bez niego.