Historia Alex Abou-El-Ella , matki której udało się odzyskać porwaną córkę, bardzo nas poruszyła. Niedługo przed podjęciem swojej spektakularnej akcji, Brytyjka polskiego pochodzenia udzieliła wywiadu portalowi mumsfromlondon.com, w którym dokładnie opowiedziała, jak doszło do jej dramatu.
W dniu, w którym ojciec Oliwii wyrzucił mnie z domu i zabrał mi dziecko, zapłakana poszłam do sklepu, w którym pracował Mustafa. Zapytał co się stało i gdzie jest moje dziecko. Opowiedziałam mu wszystko, a on zaoferował mi pomoc w zakwaterowaniu, poszedł ze mną na policję zgłosić to zdarzenie i był przy mnie przez 2 miesiące dopóki ojciec Oliwii mi jej nie oddał. Pomógł mi i Oliwii finansowo dopóki nie stanęłam na nogi. Wynajął dla nas mieszkanie i pomagał mi się utrzymać. Ja przez cały ten czas pracowałam ale brakowało mi na życie. Poza tym Oliwia była nim oczarowana, miała wtedy zaledwie 1,5 roku - powiedziała o początkach znajomości z ojcem-porywaczem.
Przez pewien czas stanowili szczęśliwą czteroosobową rodzinę, wszystko zmieniło się wraz z przybyciem brata męża. Kłótnie stały się normą, lecz nie dawało to jeszcze podstaw do obaw. Dzień porwania również zapowiadał się całkiem zwyczajnie.
6 lipca 2011 to był zwyczajny dzień. Jak co dzień zaprowadziłam Oliwię do przedszkola i po południu wraz z Moną poszłyśmy ją odebrać. W drodze powrotnej złapał nas deszcz i przeczekałyśmy go pod wiaduktem, Mustafe zadzwonił wtedy do mnie i zaniepokojony spytał, kiedy będę w domu. Powiedział, że chce zabrać dzieci do swojego znajomego, któremu właśnie urodziły się bliźniaki. Po powrocie do domu przebrałam dziewczyny w suche ubrania i około 17 postanowił jechać, jednak Oliwia zdecydowała się zostać. Była zmęczona, a poza tym właśnie przyszła do niej koleżanka. Mustafe wziął więc tylko Monę, butelkę z jej soczkiem, pampersa na zmianę i pojechali. Miał wrócić koło 21.00. W między czasie jego brat koło godziny 20.00 również wyszedł pod pretekstem że idzie kupić coś do zjedzenia. Położyłam starszą córkę spać i czekałam na Monę. Po godzinie 22 zaczęłam do niego dzwonić. Bezskutecznie. Nie odbierał, wyglądało na to, że ma wyłączony telefon. Pomyślałam, że może bateria padła i że zasiedzieli się u znajomego. Dopiero o godzinie 4 nad ranem po nieprzespanej nocy zorientowałam się, że jego brat również nie wrócił. Mój wzrok przykuła wtedy teczka, w której mąż trzymał papiery i dokumenty. Była pusta. W środku znalazłam jedynie paszport Oliwii i kwitek po odbiór paszportu Mony, na który czekaliśmy. Z miejsca zadzwoniłam na policję i po ich szybkim przybyciu spisali dane dziecka i uspakajali mnie że na pewno mała wróci i że nie wyjedzie z kraju bo przecież nie ma paszportu. O godzinie 18.00, 7 lipca 2011 dostałam oficjalną wiadomość iż moja córka wraz z jej ojcem opuściła terminal 3 lotniska Heatrow w Londynie. Dokładnie poprzedniego dnia o godz. 22.45 znajdowali się już na pokładzie Egypt Air i wylecieli do Egiptu. Okazuje się, że obywatel Egiptu może w ten sposób przekroczyć granicę ze swoim dzieckiem, nawet gdy ono nie posiada paszportu. Wtedy świat mi się zawalił, emocje wzięły górę i nie było słów czy gestów które by mnie uspokoiły.
Przez 2 lata matka nie dostała żadnej pomocy ze strony brytyjskich i polskich służb, odmówiły również organizacje zajmujące się uprowadzeniami. Na jej dramat zareagowali jedynie Donya Al-Nahi oraz internauci. Brytyjska pisarka była dla niej wielkim wsparciem, gdyż sama doświadczyła takiego nieszczęścia, a przyjaciele zorganizowali w sieci zbiórkę funduszy potrzebnych do sprowadzenia dziecka z powrotem do domu.
Przez długie dwa lata walczyliśmy prawnie i legalnie o odzyskanie córki. Dziś wiem, że muszę spróbować innego sposobu.
Jak już wiadomo mała Mona wróciła już z mamą do Wielkiej Brytanii, internauci nie zaprzestali jednak zbiórki pieniędzy. Teraz chcą wspomóc samotną matkę dwójki dzieci na nowej drodze życia zapewniając jej i dzieciom jak najlepsze warunki. Życzymy powodzenia.
ao