4 lipca "Gazeta Wyborcza" opublikowała szokujący artykuł, w którym poinformowano o skandalicznej sytuacji, do której miało dojść w zeszłym roku w Katowicach. Dziennikarze TVN Turbo - Adam K. i Patryk M. - mieli poznać tam cztery kobiety w jednej z lokalnych restauracji. Dwie z nich udały się z prezenterami do apartamentu, gdzie kontynuowano imprezę. Tam rzekomo miało dojść do przestępstwa na tle seksualnym, a ofiarami miały paść kobiety w wieku 26 i 34 lat. Sprawę na policję zgłosiła koleżanka kobiet, która pojawiła się w mieszkaniu. 30 czerwca prokuratura skierowała akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Katowicach. "Obaj mężczyźni odpowiedzą za gwałt. Pokrzywdzonymi są dwie kobiety w wieku 26 i 34 lat" - potwierdziła wieść szefowa Prokuratury Rejonowej Katowice Północ, Joanna Sagan. Dziennikarze zabrali głos w sprawie. Wydali oświadczenia.
Na Instagramie Adama K. pojawiło się obszerne oświadczenie, w którym przedstawił sprawę ze swojego punktu widzenia. "Wiem, że część z was czytała już artykuł Gazety Wyborczej, w którym ja i Patryk M. zostaliśmy oskarżeni o gwałt. Jestem wam tu winny wyjaśnienia. Oto one" - zapowiedział we wpisie. "Mówi się, że w każdym kłamstwie jest źdźbło prawdy. Tu też. Tak - na zaproszenie kilku pijących już kobiet przesiedliśmy się do ich stolika. Tak - skorzystaliśmy z zaproszenia, by pojechać do ich apartamentu. I tak - obaj będziemy się tej sytuacji wstydzić i do końca życia żałować. Ale nie, nie i jeszcze raz NIE – absolutnie nie ma mowy o gwałcie ani o żadnym stosunku płciowym (co potwierdzili biegli)" - zaznaczył w poście dziennikarz TVN Turbo.
"Uważam, że gwałt to jedna z najbardziej obrzydliwych zbrodni i w życiu nie dopuściłbym się do czegoś takiego. Niezależnie od sytuacji. No po prostu nie. Zresztą kobiety, które zaprosiły nas do siebie, nigdy nie stawiały nam takich zarzutów. Oskarżenie jest pomysłem ich koleżanki, która już wcześniej nagrywała nas z ukrycia" - podkreśla Adam K. "Nie wiem, po co. Ale wiem, że jest mnóstwo postronnych świadków, którzy potwierdzają, że w każdym momencie tego wieczoru wszystko, co robiliśmy, odbywało się za zgodą, a często wręcz z inicjatywy wspomnianych kobiet" - dodaje. Dziennikarz na koniec zaapelował, by poczekać na wyrok sądu i nie ferować wyroków na podstawie medialnych doniesień. "Niech to sąd rozsądza. To potrwa, ale wierzę, że prawda się obroni. I będzie dobrze" - podsumował we wpisie w sieci prezenter. Całą treść oświadczenia znajdziesz w naszej galerii.
Słowa wyjaśnienia pojawiły się również na relacji na Instagramie Patryka M. "Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi pisać taki post. W dzisiejszej 'Gazecie Wyborczej' ukazał się artykuł opisujący sprawę, w której pojawia się nazwisko moje i Adama K. w kontekście rzekomego gwałtu. Chcę powiedzieć jasno i jednoznacznie: to nieprawda" - podkreślił dziennikarz. "Nie mam pretensji do redakcji - opisali to, co znaleźli w aktach, choć niestety część informacji została błędnie zinterpretowana lub pominięto bardzo istotne elementy materiału dowodowego" - stwierdził.
"Cała sprawa powstała z inicjatywy jednej osoby, która najpierw nas z ukrycia nagrywała, a na końcu chciała od nas 10.000 zł za milczenie. I to ta osoba właśnie podejrzewa, że jej koleżanki mogły zostać skrzywdzone. Co ważne: one same tak nie twierdzą" - czytamy w oświadczeniu. "Jest wielu świadków, którzy potwierdzają, że nasze kontakty nie tylko nie miały nic wspólnego z przemocą, ale były akceptowane, a często wręcz inicjowane przez tamte kobiety. Dowody pokazują jednoznacznie, że nie doszło do żadnego stosunku, żadnego przestępstwa i nikt nie został skrzywdzony" - przekazał Patryk M.
Jak podkreślił w oświadczeniu dziennikarz, obaj oskarżeni "w pełni współpracują z organami ścigania". "Wiem, że zawód, który wykonuję, bywa obarczony ryzykiem niesłusznych pomówień. Nie przyznam jednak szczerze - takiego kalibru się nie spodziewałem. Proszę was o tylko o jedno: nie oceniajcie mnie przez pryzmat nagłówków" - podkreślił na koniec Patryk M.