Więcej o popularnych programach telewizyjnych przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
"Milionerzy" to jeden z ulubionych formatów telewizyjnych na całym świecie. W Polsce program zadebiutował w 1999 roku i od razu zyskał rzeszę fanów. Produkcja show co jakiś czas zaprasza do udziału największe gwiazdy stacji TVN, które w krzyżowy ogień pytań stawia Hubert Urbański. Wygrane uczestników zawsze w takim przypadku trafiają na cel charytatywny, na konto Fundacji TVN "nie jesteś sam". Odcinki specjalne przeważnie są emitowane z okazji świąt, jak np. poniedziałkowa, walentynkowa odsłona programu, w której udział wzięli Małgorzata Ohme, Filip Chajzer, Daria Ładocha oraz Bartek Jędrzejak. Nie tylko oni jednak próbowali swoich sił w walce o tytułowy milion.
W 2017 roku w wydaniu specjalnym "Milionerów" zagrali Małgorzata i Radosław Majdanowie. Małżeństwo nie szczędziło sobie czułości na planie, nie opuszczał ich też dobry humor. Widzowie mogli usłyszeć, jak zakochani mówią do siebie pieszczotliwie "pączuszku" czy "kochanie". Prawdziwe emocje pojawiły się jednak w samej grze.
Majdanowie dotarli do pytania za 12 tysięcy złotych i niestety, wówczas przegrali. Hubert Urbański zapytał ich o to, czym charakteryzują się samice torbaczy. Para początkowo obstawiała poprawną odpowiedź, jednak nie była jej pewna. Oboje zdecydowali, że wykorzystają koło ratunkowe i zadzwonią do ojca Małgorzaty Rozenek-Majdan. Stanisław Kostrzewski źle jednak usłyszał pytanie. Ostatecznie Majdanowie zgarnęli 40 tysięcy złotych.
W jednym z odcinków świątecznych pojawili się także Filip i Zygmunt Chajzerowie. Ich walka o wygraną nie trwała jednak zbyt długo. Syn i ojciec wykorzystali wszystkie trzy koła ratunkowe już przy pytaniu za 75 tysięcy złotych. Wówczas pytanie z branży mody sprawiło im największy kłopot. Brzmiało ono:
Choker:
Dziennikarze wybrali "telefon do przyjaciela" i poprosili o poradę Tomasza Lachowicza. On jednak też nie znał poprawnej odpowiedzi. Filip i Zygmunt Chajzerowie ostatecznie zaznaczyli błędną odpowiedź C. i wyszli ze studia z 40 tysiącami złotych na cele charytatywne.
Dorota Wellman i Marcin Prokop po odcinku "Milionerów" z ich udziałem musieli się zmierzyć z niemałą krytyką ze strony fanów. Widzowie zarzucali im, że z gry o szczytny cel zrobili kabaret i nie popisali się zbyt wielką wiedzą. Para prowadzących "Dzień dobry TVN" wyłożyła się na pytaniu o znajomość świata zwierząt, które brzmiało:
Co jest prawdą o wombatach?
Dorota Wellman i Marcin Prokop, żartując, zastanawiali się nad odpowiedzią D. Ostatecznie wybrali złą odpowiedź i zamiast 125 tysięcy złotych wygrali jedynie 40 tysięcy.
Swoich sił w "Milionerach" próbowali także Ewa Drzyzga i Michał Kempa. Zaliczyli oni znacznie lepszy początek niż ich znajomi z programu, jednak również szybko odpadli z gry. Ostatnim pytaniem, jakie usłyszeli od Huberta Urbańskiego, było to warte 75 tysięcy złotych, które brzmiało:
W przeróbce przeboju "Dom wschodzącego słońca", gdy młody gitfunfel kopyrta:
Prezenterzy bardzo długo zastanawiali się nad poprawną odpowiedzią i zdecydowali się na wykorzystanie koła ratunkowego i odrzucenie dwóch nieprawidłowych. W efekcie czego Ewa Drzyzga i Michał Kempa mieli już do wyboru tylko wariant A. oraz B. Była prowadząca "Rozmowy w toku" była pewna, że prawidłową odpowiedzią jest pierwsza z nich, jednak zdecydowała się oddać głos koledze. Michał Kempa obstawiał bowiem od samego początku odpowiedź B. Takiego samego zdania był jego przyjaciel, do którego gracze zadzwonili po poradę.
Hubert Urbański poinformował, że tym razem to Ewa Drzyzga miała rację. Tym samym para zakończyła swój udział w programie z 40 tysiącami złotych.
Największe pieniądze dla Fundacji TVN zdobyli Kinga Rusin i Piotr Kraśko, którzy dotarli aż do pytania za milion, które brzmiało:
Ryś polski, łabędź rostowski, saksoński bocian i wywrotek smoleński to:
Para skorzystała wówczas z opcji ostatniego koła ratunkowego, jakim był telefon do przyjaciela i zadzwonili do Bartosza Węglarczyka. Mężczyzna znał poprawną odpowiedź na pytanie, jednak nie zdążył się tym podzielić z grającymi dziennikarzami, którzy wówczas byli już zdani tylko na siebie. Po długich rozmowach ówcześni prowadzący "Dzień dobry TVN" zrezygnowali z dalszej walki i zgarnęli 500 tysięcy złotych gwarantowanej nagrody.