• Link został skopiowany

"Kuchenne rewolucje": Rupieciarnia w... lodówce i pijany kucharz. Ten odcinek to istny armagedon. Na koniec zaskoczenie

Pijany kucharz, załoga, która odeszła tuż przed rozpoczęciem programu - wydawało się, że w tym odcinku rozegrał się istny armagedon, a ta rewolucja po prostu nie mogła się udać. A jednak koniec programu zaskoczył.
Kuchenne rewolucje
Facebook.com/Kuchenne rewolucje

Magda Gessler tym razem odwiedziła pamiętającą dawne czasy restaurację Relax w Bielsko-Białej. Kiedyś była tu pijalnia wódki, w której można było dodatkowo tanio zjeść. Niestety okazało się, że zamiłowanie do staroci zostało i w lokalu nic się nie zmieniło od lat 60. - w tym także wystrój oraz sprzęt. Gdy Gessler wparowała do kuchni, nawet ona sama poczuła wstyd i zażenowanie brudem panującym w tym pomieszczeniu.

No, ostro pan poszedł, takiego syfu jeszcze nie widziałam. Pan ma to odkleić - mówiła do właściciela przesuwając otłuszczone półki.

Czara goryczy przelała się jednak, gdy Gessler odkryła schowek w postaci nie działającej lodówki. W jej środku były schowane brudne pojemniki po jedzeniu i nie działające sprzęty.

Lodówka to przechowalnia szczurów. Niech mi pan wytłumaczy, po co ja tu przyszłam? - pytała retorycznie właściciela.
Facebook.com/Kuchenne rewolucje

Ale to nie wszystko - nadchodzący armagedon przeczuwali także pracownicy kuchni, którzy zwolnili się tuż przed rozpoczęciem zdjęć do "Kuchennych" , bo... "przestraszyli się". Właściciel - Marian - musiał więc od nowa skompletować całą załogę. Nowe osoby pracowały w lokalu dopiero od kilku dni. Wszyscy deklarowali chęć do pracy, ale Gessler miała pewne podejrzenia. W trakcie spotkania z nimi wyczuła wódkę. Wkrótce okazało się, że winny był nowo zatrudniony kucharz, który kolejnego dnia również przyszedł do pracy pijany. Właściciel go zwolnił, jednak pojawił się kolejny problem - znów brakowało rąk do pracy. Gessler stwierdziła, że sama nie rozumie, dlaczego podjęła się tej "Rewolucji".

Jest to precedens. To jest budowa nowej knajpy. Ja nie robię takich rzeczy. To jest zrobienie w 4 dni tego, czego ty nie zrobiłeś przez cale życie - skierowała swe słowa do właściciela.

Gessler nawiązała do tego, z czym lokal skojarzył jej się w pierwszej chwili - do przeszłości - postanowiła jednak wydobyć z niej dobre strony. Od dziś restauracja ma więc nazywać się Batory, będzie można tu zjeść potrawy, jakie podawano na statku w latach 60. i - dodatkowo - będą odbywać się tu dancingi.

Facebook.com/Kuchenne rewolucje

Mimo szczerych chęci restauratorki, trudno było jednak nie zauważyć, że w tej knajpie od początku wszystko się waliło i ta rewolucja po prostu nie mogła się udać. Efekt wydawał się przesądzony, tym bardziej, że nawet właściciele nie byli przekonani do nowego pomysłu. Niespecjalnie więc nas zdziwiło, gdy Gessler wróciła do restauracji po 3 tygodniach i zaserwowane potrawy oceniła jako "słabe". Po chwili jednak okazało się, że to był żart, a Gessler była ZACHWYCONA. Pochwaliła umiejętności nowego kucharza.

Czesław będzie sławny, to jeden z najlepszych powrotów na całą Polski. To prawdziwe zwycięstwo, jest tak smaczne jak na Batorym, po prostu trzeba tu przyjechać - dodała.

No to przyjeżdżajcie do Batorego :) Tym bardziej, że w sieci można przeczytać pozytywne recenzje dotyczące menu restauracji.

Zarówno krem z groszku zielonego (8 złotych), jak i słodki krem z kukurydzy (8 złotych) zadowoli nawet tych, którzy na co dzień za zupami nie przepadają. Wśród dań głównych króluje wołowina. W menu znajdziemy tatar wołowy (21 złotych), bryzol wołowy z grzybami i delikatnym ziemniaczanym puree (35 złotych), a także pierogi z wołowiny i podgrzybków (12 złotych) - czytamy na Wiadomosci.bielsko.info.

Vic

Aplikacja Plotek

Więcej o: