Misiek Koterski wydał autobiografię, którą zatytułował "To już moje ostatnie życie". To właśnie w niej szczegółowo opisał swoje problemy z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Przyznał też, że wyszedł z nałogów dzięki wierze. Na osobiste wyznania zdecydował się także w rozmowie z Odetą Moro w Radiu Złote Przeboje.
W rozmowie z Odetą Moro Koterski przyznał, że był nieśmiałym dzieckiem. Wpływ na to, że izolował się od rówieśników, miał mieć między innymi fakt, że dorastał w rozbitej rodzinie - jego rodzice rozwiedli się i mieszkali w dwóch różnych miastach. "Dziecięca radość we mnie zanikała" - powiedział na początku wywiadu. Koterski przyznał też, że sięgnął pierwszy raz po alkohol, gdy jeszcze był dzieckiem.
Pierwszy alkohol był w ósmej klasie. To dosyć późno, bo byłem wycofany, byłem maminsynkiem (...) Takich pogubionych dzieciaków spotkałem na swojej drodze, którzy poczęstowali mnie pierwszy raz alkoholem. A potem w liceum - mówił.
Aktor wyznał, że długo wiódł życie na krawędzi. Jak sam określił, było to "życie po bandzie, przerażające dla normalnego człowieka. Z alkoholem, narkotykami". Nie krył, że wielokrotnie tracił kontrolę. Okazuje się, że w najgorszym momencie swojego życia był na początku lat 2000, a więc w czasie, kiedy grał w filmie "Dzień świra". Koterski przyznał, że dostał rolę, bo rodzice chcieli mu pomóc stanąć na nogi. On sam nie postrzegał tego jako szansy.
To się udało [rola w "Dniu świra" - red.], bo byłem na takiej krawędzi, na takim skraju, że moja mama była tak przerażona tym, co się ze mną może zadziać - bo to się mogło zakończyć śmiercią albo kryminałem, tak szedłem po bandzie - i poprosiła mojego tatę (...), żeby dał mi szansę. I ojciec wziął mnie do filmu. Mnie się wydawało, że jako aktorzy to leszcze pracują - usłyszeliśmy.
Aktor przyznał, że po tej roli wcale nie stał się popularny i nie był rozpoznawalny na ulicach. Nieco większy rozgłos przyniósł mu angaż w produkcji "Wszyscy jesteśmy Chrystusami". To wtedy zaczął być zapraszany do telewizji i udzielał wywiadów. Nim jednak zagrał w kolejnej części serii o Adasiu Miauczyńskim, nie mógł dostać pracy nawet w kinie.
Nie mogłem długo znaleźć pracy. Chciałem się zmienić. (...) Poszedłem do jednej z sieci kin i mówię, że chcę tu pracować, bo widziałem ogłoszenie w gazecie. Wszystko jedno, może być bileter. Myślałem, że w atmosferze kina będę filmy oglądał, bo widziałem, że bileterzy oglądali. A pan mi powiedział, że mam za duże kwalifikacje. Powiedziałem "Jakie kwalifikacje? Dnia w życiu nie przepracowałem!". (...) I mnie nie przyjęli i złamali mi serce.