Więcej artykułów ze świata show-biznesu znajdziesz także na Gazeta.pl.
W styczniu 2020 roku Weronika Marczuk została mamą. Na świat przyszła jej córka, której nadała imię Anna. Gdy Weronika Marczuk urodziła pierwsze dziecko, miała 48 lat. Wcześniej starała się zajść w ciążę, jednak bezskutecznie.
W rozmowie z portalem cozatydzien.pl Weronika Marczuk opowiedziała o późnym macierzyństwie. Producentka nie ukrywa, że dzięki niemu czuje się młodsza.
Gdy zostajesz młodą mamą, otaczasz się młodymi mamami. Nieważne, w jakim są wieku. Należę do kilku grup, w których obcuję z młodymi kobietami. Mamy te same problemy i radości z dzieckiem, żłobkiem, urodzinami. Nieważne, ile masz lat. Nie zaglądam sobie codziennie w dowód. Jesteś młodą mamą, to zasuwasz. Nasi znajomi są młodsi o 20 czy 30 lat, ale my z nimi jesteśmy w tym razem. Niczym się nie różnimy - powiedziała.
Marczuk nie boi się szczerych wyznań. Podczas rozmowy padły przejmujące słowa o przyszłości.
Mam świadomość, że jak moja córka będzie wychodziła za mąż, będę miała 70 albo 80 lat, albo w ogóle tego nie doczekam. To jest mój problem. Nie mojego dziecka. Nie chcę, żeby moja córka odczuwała to w kategorii problemu. Wiem, że się zorientuje w pewnym wieku, że jest różnica, ale ten temat przerobiłam jeszcze przed zajściem w ciążę. Nie martwię się o siebie. Dorosłość polega też na tym, że trzeba się pogodzić z pewnymi rzeczami - z przemijaniem, ze śmiercią.
Choć córka Weroniki Marczuk ma dopiero dwa lata, producentka myśli już o tym, jak zabezpieczyć ją finansowo. Obawia się bowiem, że jej córka nie będzie mogła cieszyć się towarzystwem matki tak długo jak inne dzieci.
Gdy myślę o tym, że Ania nie będzie miała tak długo mamy, jak ja mam - bo może się tak zdarzyć - układam wszystkie klocki, wszystkie sprawy w rodzinne, prawne, majątkowe. Zabezpieczam ją na przyszłość. Nikt nie jest chroniony przed utratą rodziców. Ile dzieci wychowuje się w domach dziecka? Ile dzieci straciło rodziców w wypadkach? Oni nie mogli tego przewidzieć. Nie mogli właściwie zareagować.
Na koniec Marczuk poruszyła temat partnera, którego opinia publiczna nie miała okazji bliżej poznać. Jak twierdzi prawniczka, uczy się na błędach i nie chce, by jej związek był medialny.
Pokazanie światu swojego partnera jest jednoczesnym narażeniem go na hejt. Po co miałabym to robić? On sobie żyje spokojnie. Ma swoje życie i poprzednie, i obecne. Nikt, kto się na to nie pisał, nie zasługuje na to, żeby trafiać na celownik. My już jesteśmy w tym świecie przemieleni, pewnych rzeczy nie da się cofnąć, więc nie ma co kogoś na siłę wciągać.
Co sądzicie o tym podejściu?