Rusin kontra Wojewódzki - wojna? Dziennikarka twierdzi, że nie. Po raz drugi na swoim blogu poruszyła kwestię showmana i jego słów i pisze, że jej wcześniejsze wypowiedzi to po prostu była obrona, a nie rozpoczęcie wojny:
Przeczytałam we Fleszu, ale również we Wprost, że wypowiedziałam wojnę Wojewódzkiemu. Ależ skąd! Moja mocna odpowiedź była AKTEM SAMOOBRONY, po wielu latach spolegliwości. Nie jestem w tej "wojnie" agresorem! Nawet mały kotek zapędzony do narożnika, wysuwa pazury, kiedy nie ma już wyjścia.
Co więcej, dodała też, że ceni poczucie humoru Wojewódzkiego, ale do pewnego momentu:
Bywa, że dowcipy czy teksty Wojewódzkiego mnie bawią. Problem pojawia się wtedy, kiedy naruszając dobra osobiste łamie prawo, obraża czy poniża ludzi.
Dziennikarka próbuje załagodzić sytuację:
Jest mi miło, że wiele osób się ze mną w tej kwestii solidaryzuje, co widać po absolutnie rekordowej liczbie komentarzy pod moim postem na blogu. Cieszą popierające moje stanowisko wypowiedzi osób publicznych. Niemniej jednak eskalowanie sprawy i podsycanie wzajemnej niechęci nie jest moim celem.
Ale na koniec wbija jeszcze małą szpilę w Wojewódzkiego i nadaje mu kolejny "tytuł":
Satyra satyrą, ironia ironią ale prawo prawem! Śmiejmy się z siebie nawzajem, nawzajem się nie obrażając. Nawet złotousty satyr-yk grający narodowego mędrca powinien o tym pamiętać.
"Złotousty satyr-yk" dołączy do wcześniejszych określeń, którymi posłużyła się Rusin odpowiadając Wojewódzkiemu, m.in. "błazen" i "arogancki buc". Ciekawe, czy drugi wpis Rusin zakończy medialną "wojnę" czy może Wojewódzki podejmie rękawicę i odpowie?
Jax