Wszyscy wiemy, że w dzisiejszych czasach każdy sposób jest dobry, aby zwrócić na siebie uwagę. Czyż nie? Doda mówi, co jej ślina na język przyniesie, Gosia Andrzejewicz zarzeka się, że swoje dziewictwo odda biedakowi po 50-tce, a Jola Rutowicz wystarczy, że jest. W świecie mediów może być tak samo.
Wczoraj do sieci trafiło nagranie z studia "Faktów". Cóż na nim zobaczymy? To akurat mało istotne. Bardziej interesujące jest to, co usłyszymy - Kamila Durczoka narzekającego na zabrudzony stolik. Oczywiście Kamil jak na porządnego człowieka przystało, użył do tego najbardziej kolorowych słów, jakie mamy w języku polskim. Filmik szybko podchwyciły różne portale, ale TVN czuwał. Po kilku chwilach to wiekopomne dzieło zniknęło z serwisu Youtube. [ czytaj więcej o usuwaniu materiału z sieci ]
Plotek jednak zupełnie nie rozumie skąd ta nagła panika i chęć ukrycia tego wideo przed oczami opinii publicznej. Nasi czytelnicy wcale nie potępili niecenzuralnego języka nieskazitelnego Kamila Durczoka . Wręcz przeciwnie - dziennikarz został nazwany "dobrym kolesiem", "swoim chłopem" i ogólnie przeważały reakcje pozytywne. Jakiś czas temu Tomasz Lis zrobił coś podobnego i zaowocowało to dużą popularnością. Niektórzy nawet podejrzewają, ze filmik z Durczokiem wcale nie przypadkiem trafił do sieci. To tylko domysły, ale potwierdzają one jedynie tezę, że ludziom ten filmik... po prostu się spodobał.
Przynajmniej jedno wiemy na pewno - i Lis, i Durczok bardzo dbają o nas, swoich widzów i jakość swoich programów. To stąd ten język. Dziękujemy!
W jednym z komentarzy na blogu Mediafun , na którym pieczołowicie analizowana jest cała afera, można przeczytać:
Kilka faktów, które przed momentem potwierdziłem u koleżanki, która jest redaktorem w TVN24: - nagranie powstało ponad miesiąc temu, do wczoraj krążyło wyłącznie po firmie (na początku wyłącznie w formie audio)