Monika Miller nie boi się mówić o problemach zdrowotnych, z powodu których pod koniec ubiegłego roku znalazła się w szpitalu. Wnuczka byłego premiera wyjawiła, że cierpi na fibromialgię. Choroba ta powoduje przewlekły ból, który może obejmować nawet całe ciało. Doprowadza też do kolejnych komplikacji takich jak zaburzenia snu czy wypadanie włosów. Monika w lutym tego roku przeszła zabieg przeszczepu włosów. Teraz opowiedziała o szczegółach operacji.
Monika Miller opublikowała na TikToku nagranie, w którym opisała całą operację.
Metoda, którą wybrał mój lekarz, nazywa się FUT, czyli wycinają ci pasek skóry razem z cebulkami z tyłu głowy. Tak, zostaje po nim blizna, ale jest niewidoczna, jeżeli lekarz wie, co robi. Podczas całej operacji byłam jak najbardziej przytomna. Na początku dostałam "głupiego jasia", potem zrobili mi zastrzyk taką wielką strzykawką z tylu głowy. To była jedyna rzecz nieprzyjemna, że słyszałam, jak wycinają mi skórę, a potem zszywają.
Celebrytka wyznała, że podczas zabiegu niemal niczego nie czuła.
Czułam tylko ucisk z tyłu głowy. Później wzięli ten kawałek skóry z cebulkami, pocięgli go na takie małe kawałeczki i zaczęli wyciągać wszystkie cebulki pojedynczo.
Monika opowiedziała też o pierwszych dniach po operacji.
Trzy dni później mogłam zdjąć bandaż. To po to, by moja głowa nie spuchła za bardzo i żeby żadna z włożonych cebulek, które były wkładane przez cztery godziny, nie wypadła.
Jeszcze przed zabiegiem wnuczka byłego premia w rozmowie z portalem CoZaTydzień przyznała, że koszt przeszczepu włosów jest horrendalnie wysoki.