11 lipca media obiegła smutna wiadomość o śmierci Benji Gregory'ego, którego widzowie doskonale znali z roli chłopca Briana Tannera w serialu "Alf". Aktor miał zaledwie 46 lat. Znaleziono go martwego na jednym z parkingów w Arizonie. Gregory już od jakiegoś czasu cierpiał na depresję i chorobę afektywną dwubiegunową, które powodowały także poważne problemy ze snem. Jak na razie nie ustalono oficjalnej przyczyny zgony. Biuro Lekarza sądowego nadal to ustala, ale rodzina aktora ma hipotezę. na temat tego, co mogło się wydarzyć.
Wiadomość o śmierci Benji Gregory'ego przekazała jego siostra. Według hipotezy jej rodziny aktor udał się samochodem do banku i zasnął na parkingu. Z powodu depresji miał poważne problemy ze spaniem i znużenie mogło go dopaść w każdym momencie. Rodzina wyznała w rozmowie z portalem TMZ, że według niej bezpośrednią przyczyną śmierci aktora był udar cieplny. Gregory wziął ze sobą również swojego psa, którego także nie dało się uratować, co potwierdzałoby hipotezę wysokiej temperatury w aucie.
Serial Alf po raz pierwszy pojawił się w Stanach Zjednoczonych w 1986 roku i szybko stał się jedną z najpopularniejszych produkcji na całym świecie. Do Polski serial trafił w 1991 roku i widzowie od razu pokochali zabawnego Alfa, czyli kosmitę, który przybył na ziemię z planety Melmac i nieustannie sprawia kłopoty rodzinie Tannerów, z którą mieszka. Benji Gregory w serialu zagrał syna państwa Tannerów. Gregory pracę na planie serialu dostał dzięki babci, która była agentką. Wcześniej już jako dziecko brał udział w reklamach telewizyjnych. W wywiadach wspominał, że w przeciwieństwie do pozostałej obsady, nie wspominał pracy na planie "Alfa" jako ciężkiej. Po zakończeniu przygody z serialem aktor kontynuował karierę w telewizji. W 2003 roku podjął decyzję o wstąpieniu do marynarki wojennej, ale ostatecznie ze względu na swój stan zdrowia musiał z tego zrezygnować. To właśnie wtedy zniknął z prasy i zaszył się w Arizonie.