Aktorstwo to specyficzny zawód. Wiele ról wymaga nabycia nowych umiejętności. W scenariuszach nie brakuje też zazwyczaj intymnych scen, które dla wielu artystów często sa problematyczne. Do tego grona zalicza się Emily Blunt. W jednym z ostatnich wywiadów gwiazda przyznała, że sama myśl o scenie pocałunku z niektórymi aktorami powodowała u niej mdłości.
Emily Blunt gościła niedawno w programie "The Howard Stern Show". Podczas rozmowy prowadzący poruszył temat scen pocałunków. Prezenter bez ogródek zapytał gwiazdę, czy były momenty, podczas których miała ochotę zwymiotować. Aktorka udzieliła wyjątkowo szczerej odpowiedzi.
Oczywiście. Nie powiedziałbym, że budziły skrajną odrazę, ale część scen zdecydowanie mi się nie podobała
- przyznała szczerze Blunt. Ze względu na szacunek do kolegów z planu, aktorka nie chciała podać jednak żadnych nazwisk. Zdradziła za to, że z niektórymi partnerami ekranowymi pracowało jej się znacznie gorzej niż z innymi. Brak chemii między aktorami nie zawsze miał związek z brakiem wzajemnej sympatii. -Czasami od razu łapiesz kontakt drugą osobą, ale ta relacja nie przekłada się na ekran. Chemia to dziwna rzecz. To coś bardzo ulotnego, nie możesz tego powstrzymać, kupić ani sprzedać. Albo jest, albo jej nie ma, ale jest zdecydowanie łatwiej, gdy masz to przychodzi naturalnie - wyznała gwiazda "Oppenheimera".
Aktorka podzieliła się też swoim sposobem na wywołanie chemii. Okazuje się, że nie jest on zbyt skomplikowany. - Wystarczy, że znajdę jedną rzecz, która podoba mi się w tej osobie lub w postaci, w którą się wciela. Może to być jej śmiech albo sposób, w jaki zwraca się do innych, uprzejmość. Ale to może być również coś zupełnie przypadkowego. Najważniejsze jest, aby znaleźć coś, co pokochasz w tej osobie lub coś, co pokochasz w granej przez nią postaci. Wtedy masz już coś, na czym możesz się oprzeć - zdradziła Emily Blunt.