Choć jest aktorem, którego nie trzeba nikomu przedstawiać, zazwyczaj nie grywa głównych ról. Wciela się w postaci charakterystyczne - szwarccharakterów czy, jak sam mówi "sk…synów". Istotnie, aktor zasłynął dzięki rolom policjantów, milicjantów, kryminalistów, dygnitarzy partyjnych, ubeków. Adam Ferency mówi, że rozumie, dlaczego obsadza się go w takim emploi, ale od zawsze niemal marzyła mu się rola komediowa. Udało się to dzięki serialowi "Niania". Rola kamerdynera Konrada przyniosła aktorowi sympatię nowego grona fanów. Jednak chociaż Adam Ferency ma na koncie wiele sukcesów zawodowych, jego życie prywatne można określić jako burzliwe. Od romansu, który o włos nie zniszczył jego wieloletniego małżeństwa, poprzez doświadczenie śmierci klinicznej, aż po zeszłoroczną "aferę świdnicką". Adam Ferency to aktor o biografii tak ciekawej jak filmy, w których mogliśmy go podziwiać.
Adam Ferency przyszedł na świat 5 października 1951 roku w Warszawie. Aktorstwo fascynowało go od najmłodszych lat.
Na pytanie, kim chcesz, Adasiu, odpowiadałem: "Aktorem". W 1960 roku pojawił się na Ursynowskiej telewizor. Duży, marki Tesla, 21-calowy. Olimpiadę w Rzymie w 1960 roku już na nim oglądaliśmy, wtedy można było też oglądać przedstawienia Teatru Telewizji, które szły na żywo. Oglądałem coś, patrzę i myślę sobie: "Ja to lepiej bym zrobił!". Ja byłem po prostu skromny, w marzeniach już nie musiałem taki być. I od razu to była wiara czy też pewność, że ja tym aktorem będę. Nic nikomu nie powiedziałem, skąd. Moi rodzice nie wiedzieli, moi koledzy z klasy również nie. Niedawno mieliśmy spotkanie klasowe z okazji 50-lecia matury u Reytana. Groza kompletna (śmiech). Nawet po latach koledzy wspominali, że ich swoją decyzją zaskoczyłem - wspominał Adam Ferency na łamach "Wysokich Obcasów".
Jednak za pierwszym podejściem nie dostał się do szkoły teatralnej. Żeby uniknąć wojska, zdecydował się studiować cybernetykę. Okazało się, że idzie mu bardzo dobrze, ale marzeń o aktorstwie nie porzucił. I tak, w 1979 roku Adam Ferency uzyskał dyplom Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie. Jeszcze w tym samym roku zadebiutował niemal jednocześnie na ekranie i na scenie. W serialu "07 zgłoś się" wcielił się w rolę milicjanta, a w spektaklu "Karykatury" w reżyserii Gustawa Holoubka zagrał Stachowskiego. Jak przyznał po latach, jego mistrzem był Tadeusz Łomnicki. To pod jego skrzydłami Ferency zdobywał szlify w Teatrze na Woli. Ale choć wkrótce dostał tam główną rolę w spektaklu "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna", nie wszystko układało się gładko. Podczas jednej z prób mody aktor dostał od Tadeusza Łomnickiego ostrą reprymendę.
Nagle usłyszałem zduszony, jadowity szept Tadeusza Łomnickiego: kto ci dał dyplom, kto ci dał dyplom? I zaczął mnie rugać, że to jest okropne, co ja robię, że to najgorsza szmira itd. Reżyser z widowni usiłował mu przerwać, ale ten walec słów jechał i miażdżył mnie. Nagle przestałem cokolwiek słyszeć. Zbudziłem się. Siedziałem w kostiumie w samochodzie i patrzyłem na znak drogowy: Sochaczew - wspominał Adam Ferency w wywiadzie z 1990 roku.
Do aktora po pewnym czasie dotarło, że w obliczu krytyki po prostu zszedł ze sceny, wsiadł w samochód i odjechał w siną dal. Ale po latach zrozumiał, że trudne doświadczenie było cenną lekcją.
Później zrozumiałem, że on miał rację. Oczywiście forma była straszliwa, miażdżąca, ale Łomnicki wiedział, co mówi. To moje wejście trzeba było zupełnie inaczej zagrać. Wnioski z tej lekcji procentowały potem w moich następnych rolach - wyznał Adam Ferency.
"Jak ktoś jest niski, łysy i kwadratowy, to nie może być pozytywnym bohaterem" - powiedział kiedyś Adam Ferency o swoich rolach w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Istotnie, szybko został zaszufladkowany jako etatowy czarny charakter polskiego kina. Najpierw w latach 70. w tzw. "kinie moralnego niepokoju" wcielał się w postaci outsiderów, wyrzutków, osób żyjących poza marginesem społeczeństwa, niegodzących się na zastaną rzeczywistość. Tak było w "Gorączce" Agnieszki Holland, "Przypadku" Krzysztofa Kieślowskiego czy "Dziecinnych pytaniach" Janusza Zaorskiego. Ale wielu widzów zapamiętało go z tamtego okresu przede wszystkim dzięki roli w głośnym filmie Ryszarda Bugajskiego, "Przesłuchanie". Aktor wcielił się tam w rolę bezwzględnego porucznika Morawskiego, w okrutny sposób znęcającego się nad graną przez Krystynę Jandę główną bohaterką.
"Przesłuchanie" jest w ogóle dosyć upiornym filmem. Kręciliśmy go w napięciu, bo baliśmy się, że nie uda nam się go skończyć. Czas był niespokojny, ale dawał nadzieję, że da się zachować trochę tej wolności, którą wywalczył Sierpień. Zło moich bohaterów przeraża mnie zawsze. Co prawda pozycja aktora jest wygodna, bo po zagranej scenie można wrócić do siebie samego, ale kreowanie negatywnych postaci każe odnaleźć w sobie ciemne strony i zastanowić się, czy w jakichś okolicznościach mogłyby one dominować. Czy sprawdziłbym się w momencie próby, czy postawiony przed dramatycznymi wyborami nie opowiedziałbym się po stronie zła? - zastanawiał się po latach Adam Ferency w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
Adama Ferencego mogliśmy też oglądać w rolach takich, jak odpychający pułkownik Kizior z "Pułkownika Kwiatkowskiego", a także rosyjski śledczy Jego Potapowicz Jegorow w filmie "Kanalia". W rolę Rosjanina - czarnego charakteru - Ferency wcielił się także całkiem niedawno. W "Bitwie warszawskiej 1920" mogliśmy go oglądać jako czekistę Bykowskiego. Ale choć mówił zawsze, że rozumie, iż ze względu na swój wygląd jest skazany na określone emploi, marzy mu się rola komediowa. I wreszcie nadszedł dzień, w którym ktoś dostrzegł w nim taki potencjał. Chodzi oczywiście o niezwykle popularny i ceniony przez widzów serial "Niania", w którym Ferency wcielił się w cynicznego lokaja Konrada.
Przez lata tak było, do czego się zresztą przyczyniałem, że byłem aktorem od poważnych spraw. Bardzo chciałem grać komedie, ale nikt we mnie nie widział aktora komediowego. Dopiero Jurek Bogajewicz, który nie miał tych obciążeń, zobaczył mnie po pierwszym progu castingowym i powiedział: to jest dla niego napisane! Musiał jednak zwalczyć niechęć TVN-u - mówił Adam Ferency w rozmowie z "Gazeta Lubuską".
Adam Ferency o wielu lat jest mężem teatrolożki i eseistki Małgorzaty Dziewulskiej. Para doczekała się dwójki dziś już dorosłych dzieci. Aktor unika rozgłosu, nie lubi ścianek i branżowych imprez. Jednak w 2005 roku zrobiło się o nim głośno za sprawą romansu, w który wdał się na planie filmu "Jasminum" z młodszą aż o 30 lat aktorką. Co gorsza, wkrótce wyszło na jaw, że Patrycja Soliman jest w ciąży. Ponoć Ferency dowiedziawszy się o tym wpadł w szał, miał też powiedzieć kochance, że będzie samodzielną matką. Wspiera jednak dziecko finansowo. Patrycja Soliman bardzo chroni prywatność swoją i córki, unika wypowiadania się na temat romansu. A żona Adama Ferencego wybaczyła mu zdradę. To właśnie ona opiekowała się aktorem po tym, jak spojrzał śmierci w oczy.
O dziewiątej wieczorem już coś czułem, o dziesiątej zapaliłem ostatniego papierosa. Wniosłem ciężkie zakupy, piąte piętro bez windy. Usiadłem i pomyślałem, że do jutra mi przejdzie, a jak wezmę proszki nasenne, to na pewno. Nie wziąłem. O dwunastej byłem w śmierci klinicznej - opowiadał aktor o dramatycznym wydarzeniu w wywiadzie dla portalu Onet.pl.
Czuwająca przy aktorze żona miała mu powiedzieć, że otarł się o śmierć. Aktor po zawale rzucił palenie, ale z alkoholem się nie rozstał.
Znowu przyjdą święta i znowu się upiję. Bo to jest fajne. Czy alkohol jest fajny? Pewnie. Jeszcze jak! A co? Człowiek zawsze musi uciekać, bo życie samo w sobie go przeraża. Pomyśl sobie: nie jesteś nawet łebkiem od szpilki na tym świecie pier... Jesteś kichnięciem metafizyki jakiejś. Ja mam wygodniejsze życie. Bo pracuję w sztuce. A czym jest sztuka? Udawaniem, że jest inaczej, niż jest - wyznał Ferency w rozmowie z magazynem "Gala".
We wrześniu zeszłego roku Adam Ferency wziął udział w spotkaniu z fanami w Świdnicy. To, co się wówczas wydarzyło, odbiło się szerokim echem jako "afera świdnicka". Po około 30 minutach rozmowa z fanami została przerwana z powodu "niedyspozycji" gościa. Wcześniej Ferency nieskładanie odpowiadał na pytania i nawoływał, aby w wyborach nie głosować na Jarosława Kaczyńskiego. Aktor wyznał później, że w Świdnicy był nietrzeźwy.
Przez całe życie piłem alkohol i przez całe życie on nie robił mi dobrze. Kiepsko sobie z nim radziłem. Ale czasami człowiek jest już tak znękany, że to z niego eksploduje. Wiem, że jak nazywam alkoholizm grypą, to tak jakbym go lekceważył. Ale jak widzę skutki polityki nastawionej na to, żeby ludzie się żarli, to już nie wiem, czy nie lepiej jest pić. Jest mi w sposób niespotykany źle - mówił na łamach Onetu w pierwszym wywiadzie po głośnych wydarzeniach w Świdnicy Adam Ferency.