Królowa Polski ze Śląska. Do kina zniechęcił ją esesmański mundur

Nazywano ją "świętym potworem" i "zimną królową". Przypisywano jej cechy kobiet, w które się wcielała - arystokratek, jak niezapomniana Królowa Bona, czy Niemek, jak okrutna bohaterka filmu "Ostatni Etap". Prywatnie Aleksandra Śląska była jednak osobą niezwykle skromną i skrytą.

"Niebanalna uroda oraz niepowtarzalny kolor włosów predestynował ją do ról wyniosłych królowych oraz wszystkich okrutnych i tajemniczych uwodzicielek" — mówił o niej Andrzej Łapicki.

Zagrała niezapomniane role w "Ostatnim etapie" i "Pasażerce". Ale choć pokazała w nich niezwykły talent aktorski, przysporzyły jej też problemów. Aleksandra Śląska przez wielu była odbierana jako zimna i wyniosła, a wiarygodne kreacje Niemek sprawiły, że oskarżano ją o kolaborację z nazistami. Wysyłano listy z pogróżkami, rozsiewano krzywdzące plotki. Aleksandra Śląska bardzo przeżywała te oskarżenia.

Ale od życia prywatnego i filmu ważniejszy był teatr. Miłość małżeńska czy matczyna często przegrywała więc z jej zamiłowaniem do pracy.

Ta ze Śląska

Przyszła gwiazda teatru i kina urodziła się w Katowicach 4 listopada 1925 roku jako Aleksandra Wąsik. Wychowała się w zamożnym domu — ojciec dziewczynki i jej młodszego brata był wicedyrektorem Okręgu Polskich Kolei Państwowych, działaczem niepodległościowym, uczestnikiem III powstania śląskiego. W latach 1935-1938 był posłem na Sejm II RP. Dzieciom niczego więc nie brakowało — Aleksandra jeździła po ulicach Katowic na hulajnodze, a wieczorami często wraz z rodzicami wybierała się do teatru. To właśnie podczas jednego z przedstawień dziewczynka zdecydowała, że zostanie aktorką. Rodziców jej wybór początkowo zdziwił, bo Aleksandra była dzieckiem niezwykle skrytym i nieśmiałym, a do tego chuderlawym, rudym i piegowatym, nie zapowiadała się więc na gwiazdę sceny czy ekranu. Ale nie zamierzali stawać na drodze marzeniom córki. W dostatnie i szczęśliwe życie rodziny wkroczyła jednak wojna.

Aby uchronić Aleksandrę przed wywózką na przymusowe roboty do Niemiec, rodzice wysłali ją do ciotki do Wiednia, gdzie dziewczyna pracowała i uczyła się aktorstwa.

Bolały ją uwagi na ten temat, wolała się nie tłumaczyć, że to była ucieczka od pracy przymusowej, nie każdy to rozumiał. Z powodu Wiednia spotykały matkę przykrości — powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" Szczęsny Zygmunt Górski, jedyny syn aktorki.

Kiedy wojna dobiegła końca, Aleksandra wróciła do Polski. Rozpoczętą za granicą naukę kontynuowała w Krakowie. Zaczęła uczęszczać na zajęcia szkoły dramatycznej przy krakowskim Teatrze Słowackiego, gdzie pierwszy raz zetknęła się z teatrem i znanymi aktorami polskiej sceny teatralnej, w tym z Juliuszem Osterwą. W 1947 ukończyła krakowską PWSA — dzisiejszą Akademię Sztuk Teatralnych. To właśnie w czasie studiów zdecydowała się występować pod innym nazwiskiem. Doradził jej to jeden z wykładowców, Wiesław Gorecki. Uważał on, że nazwisko Wąsik nie pasuje do posągowej urody młodej aktorki i utrudni jej karierę. A że na jako jedyną pochodzącą z Katowic dziewczynę i tak wszyscy mówili "ta ze Śląska", wybór pseudonimu artystycznego był oczywisty.

Zobacz wideo

Przede wszystkim scena

Aleksandra Śląska zadebiutowała na deskach krakowskiego Teatru Słowackiego jeszcze przed ukończeniem studiów. Już sam fakt, że tak wcześnie zaangażowano ją do roli Rózi w spektaklu "Bartosz Głowacki" świadczył o jej talencie. A opinie krytyki nie pozostawiały wątpliwości — oto narodziła się gwiazda. Ale choć krakowski repertuar Śląskiej był bardzo zróżnicowany i nie brakowało w nim także ról komediowych, ona marzyła o karierze w Warszawie. W 1949 roku przeniosła się więc do stolicy, gdzie związała się z Teatrem Współczesnym. Po paru latach przeszła do Ateneum. Tam stała się częścią najmocniejszego wówczas zespołu, występowała u boku Zbigniewa Cybulskiego, Bogumiła Kobieli, Romana Wilhelmiego i Mariana Kociniaka. Ale dyrektor teatru, Janusz Warmiński, miał wobec Śląskiej nie tylko zawodowe plany.

Pamiętam Janusza jako takiego zakochanego chłopca, który przy Oli robił się strasznie mały i taki uczniowski — opowiadał po latach Jerzy Kryszak.

Aleksandra Śląska odwzajemniła uczucie. Dla Warmińskiego zdecydowała się na rozwód z pierwszym mężem, lekarzem Czesławem Górskim, poznanym jeszcze przed maturą. Małżeństwo z pierwszą miłością, choć zaczęło się niezwykle romantycznie — państwo młodzi do ślubu pojechali karetą — nie przetrwało próby czasu. Aleksandra już wówczas nad prozaiczną rzeczywistość przedkładała świat teatru. Całe życie zresztą żyła w myśl słów, które powtarzała zawsze swoim studentom: "Albo oddajesz się teatrowi całkowicie, albo jako aktor nie przekraczaj jego progu".

Aleksandra dzieliła miłość do teatru z drugim mężem, co z pewnością zapewniło trwałość ich uczuciu. Mówiono nawet, że domem małżeństwa jest Teatr Ateneum, nazywany żartobliwie przez aktorów "Zagłębiem Śląsko-Warmińskim". Z tej sytuacji nie był zadowolony jedynie syn aktorki z pierwszego małżeństwa — Szczęsny.

Ten teatr zabrał mi rodziców. Rano próby, wieczorem spektakl, spotykaliśmy się na wakacjach. Sztuka była dla nich najważniejsza — wspominał gorzko po latach Szczęsny Górski.

Ta Niemka

Wkrótce po ślubie z Januszem Warmińskim, Aleksandra Śląska wystąpiła w filmie "Piątka z ulicy Barskiej". Za rolę dostała w 1953 roku wyróżnienie na festiwalu w Cannes. Ale jej przygoda z kinem zaczęła się już wcześniej. W 1947 roku wcieliła się w rolę okrutnej nadzorczyni obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau. Film powstał w oparciu o wspomnienia reżyserki, Wandy Jakubowskiej — byłej więźniarki obozu. Początkowo Śląska miała się wcielić w rolę jednej z więźniarek. Ale Jakubowska już na planie postanowiła spróbować czegoś innego. Poprosiła Śląską, by przymierzyła esesmański mundur. W połączeniu z posągową urodą aktorki, jej zimnym spojrzeniem i nienagannym niemieckim, będącym efektem lat spędzonych w Wiedniu, efekt był tak przekonujący, że Jakubowska nie miała wątpliwości. Kiedy film trafił do kin, również widzowie dali się zwieść. Wielu z nich filmowa rzeczywistość pomyliła się z prawdziwym światem.

Aleksandra Śląska po roli w "Ostatnim etapie" zaczęła dostawać listy z pogróżkami. Ktoś wyciągnął fakt, że podczas wojny mieszkała w Wiedniu i wysnuł błędny wniosek, jakoby aktorka miała wówczas współpracować z nazistami. Brat aktorki urządził nawet awanturę osobie, która usiłowała mu wmówić, jakoby widziała Aleksandrę chodzącą po Katowicach w nazistowskim mundurze. Nagonce nie pomógł fakt, że świat kina zaszufladkował ją jako idealną aktorkę do roli Niemek. Świetną kreację stworzyła m.in. w "Pasażerce" Andrzeja Munka.

Rola ta pozwoliła mi zdać sobie sprawę z tych możliwości w moim aktorstwie, których sama w sobie bym nawet nie podejrzewała, mianowicie, że mogę grać kobiety zimne, twarde, o jakiejś sporej sile wewnętrznej. Były to dla mnie odkrycia nieoczekiwane i w rezultacie nawet niezupełnie przyjemne — podsumowywała Aleksandra Śląska w jednym z nielicznych wywiadów, których udzieliła.

Bo aktorka nie lubiła się zwierzać ze swojego życia prywatnego, a to właśnie ten temat, obok pytań o role Niemek, których bardzo nie lubiła, przewijał się w nich najczęściej. "Sposób poruszania tematu Niemek w aktorstwie trochę mnie irytuje. To nie jest pojęcie zawodowe. My nie gramy narodowości!" — dodawała oburzona Śląska.

Zimna Królowa

Najprawdopodobniej to właśnie przypisanie jej do określonego typu ról sprawiło, że Aleksandra Śląska po znakomitym występie w "Pasażerce" postanowiła zrobić sobie przerwę od kina. Skupiła się na swojej największej miłości — teatrze. Ale i tu miała konkretne emploi. Często wcielała się w arystokratki lub zimne, wyrachowane uwodzicielki. Być może dlatego znalazła swoją odskocznię w pracy w radio i dubbingu. Tam jej posągowa uroda nie definiowała postaci, a głęboki głos z charakterystyczną chrypką był ogromnym atutem. Śląska podkładała więc głos pod takie gwiazdy jak Elizabeth Taylor, Ingrid Bergman czy Marlena Dietrich.

Świat filmu po latach znów jednak upomniał się o Aleksandrę Śląską. Powróciła triumfalnie w roli, która, gdy słyszą jej nazwisko, wielu przychodzi na myśl jako pierwsza. "Królową Boną" aktorka osiągnęła wyżyny swojego talentu. Ale na wieść o tym, że 55-letnia wówczas aktorka ma wcielić się w młodszą w początkowych odcinkach o dwie dekady monarchinię, Śląska była przerażona. Zwierzała się wówczas koleżance, że boi się też powrotu na plan po latach przerwy. Efekt jej pracy był jednak prawdziwym majstersztykiem.

Zobacz wideo
Tylko ona mogła tak realistycznie zagrać emocje dziewczyny młodszej o 30 lat. Ta praca przez rok wymagała hartu ducha, wstawania o świcie, kilkugodzinnej charakteryzacji, trefienia włosów... Znam aktorki, które pozornie są miłe, a na zapleczu piekło, fryzjerki by je zabiły. Ola taka nie była — przekonywał reżyser serialu, Janusz Majewski.

Aleksandra Śląska zagrała u Janusza Majewskiego swoją ostatnią rolę filmową. Znów wcieliła się w królową w "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny". Później poświęciła się nauczaniu nowego pokolenia aktorów, występowała też w spektaklach. Ostatnią rolę zagrała w 1988 roku w przedstawieniu dyplomowym swoich studentów.

Wówczas nie wiedziała jeszcze, że jest śmiertelnie chora. Jak co roku wyjechała więc odpocząć do sanatorium w Karlovych Varach. Zemdlała jednak w basenie i została przewieziona prosto do szpitala, początkowo z podejrzeniem zapalenia płuc. U Aleksandry Śląskiej zdiagnozowano nowotwór. Choroba była już tak zaawansowana, że lekarze byli bezradni. Aktorka zmarła 18 września 1989, niecały miesiąc po diagnozie. "Nigdy nie pogodziłem się ze śmiercią mamy. Być może dlatego, że była taka nagła, niespodziewana" — wyznał Szczęsny Górski w rozmowie z autorką książki "Być dzieckiem legendy".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.