"Czy ja za mało zarabiam?". Gwiazda "M jak miłość" w szoku, gdy zobaczyła, co się dzieje nad polskim morzem

Alicja Ostolska, na co dzień grająca w "M jak miłość", postanowiła spontanicznie wyjechać nad polskie morze. Młoda aktorka była zszokowana cenami, które tam zastała.

Choć wakacje się już skończyły, studenci - jak to studenci, wracają na uczelnię dopiero w październiku. Wśród nich jest Alicja Ostolska, która, jak wynika z jej profilu na Instagramie, jest studentką Warszawskiej Szkoły Filmowej. Na co dzień możecie ją kojarzyć z roli Ali Wrońskiej z "M jak miłość". 22-latka postanowiła skorzystać z ostatnich promieni słońca i udała się na kilka dni nad Bałtyk.

Zobacz wideo Sebastian Fabijański o nowym serialu "Grzechy sąsiadów"

Alicja Ostolska z "M jak miłość" była w szoku, gdy zobaczyła, co się dzieje nad polskim morzem. Noclegowy zawrót głowy

Spontaniczny wyjazd nie okazał się być dla niej jednak dobrym odpoczynkiem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie zabójcze ceny, na które rok w rok skarżą się urlopowicze chcący korzystać z uroków Trójmiasta i innych nadmorskich kurortów w Polsce. Problemy pojawiły się już na starcie, gdy Ostolska próbowała znaleźć nocleg. - Krótka rozmowa o tym, jak drogo jest nad polskim morzem. Słuchajcie, byłam miesiąc temu w Krynicy Morskiej i stwierdziłam, że, no dobrze, jadę po prostu, zachciało mi się, na pewno znajdzie się jakiś nocleg - opowiadała na Tik Toku. 

Mam dosłownie ze 120 numerów wybranych i nigdzie nic nie znalazłam. Cena za taki zwykły pensjonat to było około 1500, a nawet 2500 złotych za pokój na jedną noc. Cudownie.

- Znalazłam ostatecznie coś, dosłownie jakiś taki hotel, no nie wiem, z 40 kilometrów od Gdyni, coś takiego, w dół oczywiście - kontynowała aktorka. 

Gwiazda "M jak miłość" grzmi na ceny ryby. "Czy ja za mało zarabiam?"

Gaże aktorów z "M jak miłość", szczególnie tych grających role pierwszoplanowe, są spore. Zapewne aktorzy drugoplanowi zarabiają mniej, ale nie są to przecież groszowe sprawy. Alicja Ostolska jednak gdy zobaczyła ceny jedzenia nad Bałtykiem, oniemiała. Zaczęła zastanawiać się, czy aby nie zarabia za mało. - Pizza w takiej budce na chodniku kosztowała 68 złotych, 32 centymetry. Mówię: okej, no trudno, biorę. Lecimy dalej - idę na gofra, 30 złotych gofry z bitą śmietaną. Cola w knajpie, pół litra, 17 złotych. No po prostu się załamałam. (...) Sobie myślę, Boże, czy ja tak mało zarabiam, że ja po prostu nie mam na to kasy? Bo stwierdziłam, że wybiorę się tak na luzie, nic nie odkładałam. Myślałam, że będzie fajnie, a nie było. (...)  Sorry, ale zestaw z rybą, frytkami i surówką za 100 złotych to naprawdę jest przesada - relacjonowała.

Więcej o: